Ten rozdział jest tak długi, że mam nadzieję, że nie zanudzicie się na śmierć. Postawiłam na opisy i wprowadzenie do fabuły, dlatego jest mało akcji na początku (potem się rozkręca xD) jednak obiecuję, że w kolejnym rozdziale będzie lepiej :*** Mam nadzieję, że to was nie zniechęci i pozostawicie po sobie jakiś ślad obecności (taka tak, męczę was o te komentarze, ale cóż... xD).
Enjoy :*****
- No nie- jęknęła Jenny Humpfrey w poniedziałkowy poranek i zaraz stanęła przodem do szafki, zasłaniając się za kurtyną jasnych włosów. Jej brat, chudy, wysoki brunet wbił w nią zdziwione spojrzenie ciemnych niewinnych oczu na chwilę przed tym, jak w całym korytarzu rozniósł się miarowy odgłos postukiwania granatowych szpilek od Lauboutine'a i w drzwiach stanęła Blair Waldorf wraz ze swoją świtą.
Nie na darmo mówiono o niej, że jest królową Manhatanu. Cała jej postać od pomalowanych na perłowo paznokci u stóp, przez smukłą sylwetkę aż do ciemnych, lśniących niczym u gwiazdy filmowej loków, sięgających połowy pleców, emanowała pewnością siebie i charyzmą, która sprawiała, że większość uczniów w szkole schodziła jej z drogi. Jeśli chciałeś być kimś w tym mieście, musiałeś się z nią zadawać.
Panna Waldorf należała do elity, znała mnóstwo wpływowych ludzi i sama do ludzi wspływowych się zaliczała. Od najmłodszych lat jej matka- słynna na całym świecie projektantka mody i ojciec- rozchwytywany prawnik wprowadzali ją do towarzystwa i uczyli zasad, panujących między całą manhatańską elitą. W Constance Billard Blair uchodziła za nieosiągalny ideał- piękna, inteligentna, bogata, obyta. Jej wyroki były ostateczne i decydujące, zbrodnie chaniebne a zemsty straszne. Kto by pomyślał, że w tych stu sześciesięciu sześciu centymetrach może mieścić się tyle sprytu, despotyzmu, zawziętości i woli walki? W promieniu setek kilometrów nie było osoby, która chciałaby jej się narazić.
Ci, którzy nie mieli szczęścia się z nią zadawać albo jej nienawidzili, albo ją podziwiali i to do tej drugiej grupy zaliczał się Dan Humpfrey, który aż rozdziawił usta na jej widok. Odkąd dwa lata temu wraz z siostrą i ojcem przeprowadził się z Denver do Nowego Yorku i zaczął chodzić do tutejszego liceum nie było dnia, by nie myślał o pięknej koleżance z klasy. Ona rzecz jasna nie zwracała na niego najmniejszej uwagi, ale to nie przeszkadzało mu bynajmniej śledzić wszystkich notek "Plotkary" na jej temat, wodzić za nią wzrokiem na każdej przerwie, pisać o niej wierszy do poduszki a po nocach śnić o jej zmysłowych, idealnie pełnych ustach, nieskazitelnej cerze, słodkim uśmiechu, przy którym pojawiały się urocze dołeczki w policzkach i zniewalającym spojrzeniu dużych, głębokich oczu w kolorze ciemnej czelokady. Ta dziewczyna wiedziała, jak zwrócić na siebie uwagę i z przyjemnością podkreślała wszystkie swoje atuty.
Jej strój również wyróżniał ją z tłumu. Choć wszyscy uczniowie Constance Billard musieli nosić mundurki ona znalazła sposób na to, by nie upodobnić się do tej całej "szarej" masy. Tradycyjną białą koszulkę polo zamieniła na kremową koszulę z lejącego się materiału, która idealnie podkreślała jej talię osy i pełne, jędrne piersi a szeroką spódnicę w kratę za kolano zastąpiła krótszą, sięgającą do połowy ud i o tyle węższą, że świetnie uwydatniała jej jędrną, okrągłą pupę i smukłe, długie nogi, odziane w czarne rajstopy i granatowe szpilki Laubotine'a. Całości dopełniała turkusowa torebka rozmiaru "s" i opaska do włosów w tym samym kolorze.
- Przestań się na nią gapić- syknęła Jenny, wyrywając brata z chwilowego otępienia. Ten spojrzał na nią półprzytomnie a potem znów przeniósł wzrok na królową, która wraz ze swoją świtą zatrzymała się ledwie pół metra od nich. Dan z rozmarzeniem wciągnął do płuc jej słodki, zmysłowy zapach i uśmiechnął się na samą myśl, że wystarczyłoby zrobić w jej stronę jeden duży krok i pochylić się, by mógł wreszcie zakosztować jej warg.
- Próbujesz się przede mną ukryć, mała "J"?- zagadnęła Blair z fałszywą życzliwością w głosie i uśmiechnęła się olśniewająco- w takim razie radzę ci wrócić do swojej ojczyzny ścieków, tam na pewno nie będę cię szukać.
Jej dwie koleżanki, Penelope Filtz i Isobell Malone, zwane przez Plotkarę "robotnicami" zaśmiały się cicho na widok rumieńca na policzkach Humpfrey'ówny. Dziewczyna nieśmiało uniosła głowę i napotkała nieprzejednany wzrok Blair. Pełne wyższości spojrzenie spod rzęs dziewczyna opanowała do perfekcji.
- Co ja ci takiego zrobiłam?- spytała blondynka, a przy ostatnim słowie głos jej się załamał. Naprawdę nie lubiła być w centrum uwagi a już na pewno nie wtedy, gdy najpopularniejsza dziewczyna w szkole za cel obrała sobie upokarzanie jej każdego dnia. Oczywiście wiedziała, że na nic innego nie mogła liczyć od czasu, gdy w zeszłym roku pracując w salonie Elenor Waldorf przez przypadek zniszczyła sesję zdjęciową w której udział brała między innymi Blair. To właśnie wtedy na własnej skórze przekonała się, że plamy z atramnetu i soku jagodowego są nie do wywabienia a złość Blair Waldorf jest straszniejsza niż cokolwiek, czego doświadczyła w swoim niespełna piętnastoletnim życiu.
- Blokujesz mi przejście- rzekła Blair dumnie unosząc podbródek a jej dwie przyboczne jak na komendę natarły na bezbronną blondynkę, brutalnie odpychając ją tak, by utorować drogę dla swojej królowej. Blair patrzyła na to z wyraźnym zadowoleniem i uśmiechając się złośliwie odeszła krokiem modelki, poruszającej się na wybiegu. Odgłos jej szpilek słychać było długo po tym, jak dziewczyna zniknęła im z oczu.
Dan niepewnie spojrzał na Jenny, której blade zwykle policzki pokrywały rumieńce wstydu i upokorzenia. Nienawidziła tego, że w każdej relacji to ona zawsze była ofiarą i nienawidziła swojego brata za to, że był tak cholernie zaślepiony i nie dostrzegał wyraźnych wad Blair. Nie posiadała się wprost ze szczęścia, że oboje byli z Brooklynu co było jednoznaczne z dyskwalifikacją Dana jako kandydata do roli chłopaka "królowej pszczół".
- Wszystko okej?- spytał brunet niepewnie i z wyraźnym niepokojem, ale Jenny jedynie prychnęła, przewróciła oczami i głośno zatrzasnęła szafkę po czym odeszła, nie uraczywszy brata nawet jednym spojrzeniem.
****
Już dawno temu Serena van der Woodsen przestała się dziwić ogólnemu poruszeniu, jakie wywowływała gdziekolwiek się wybrała. Należała do elity, była bogata i władcza a to wystarczyło, żeby znaleźć się na językach wszystkich uczniów Constance Billard. Dodając do tego obraz jednej z największych skandalistek, który wykreowała "Plotkara" i jej niepowtarzalną urodę nie było osoby, która pozostałaby na nią obojętna.
Serena była wysoką, smukłą blondynką o niesamowicie długich nogach i bajecznych piersiach. Jej uśmiech był urzekający, śmiech zaraźliwy a głęboko osadzone błękitne oczy niemal hipnotyczne. Biała, opinająca koszulką, wpuszczona w sięgającą połowy ud spódnicę w kratkę idealnie podreślała jej wszelkie atuty i perfekcyjną figurę.
Panna van der Woodsen należała do dziewczyn, które uwielbiały eksponować swoje idealne ciało, pokazywać się publicznie i bawić, nie dbając o konsekwencje. Można powiedzieć, że Serena to sto siedemdziesiąt cztery centymetry spontaniczności i euforii. Była chyba najbardziej wyluzowaną dziewczyną w Constance Billard o ile nie na całym Manhatanie i to o niej mówiono, że ze swoim lekkim podejściem do życia, pogodą ducha i silnym charakterem stanowi groźną konkurencję dla Blair. Niejednokrotnie ich spektakularne kłótnie sprawiały, że obserwatorzy zaczynali brać pod uwagę Serenę jako pretendentkę do tronu.
Panna van der Woodsen należała do dziewczyn, które uwielbiały eksponować swoje idealne ciało, pokazywać się publicznie i bawić, nie dbając o konsekwencje. Można powiedzieć, że Serena to sto siedemdziesiąt cztery centymetry spontaniczności i euforii. Była chyba najbardziej wyluzowaną dziewczyną w Constance Billard o ile nie na całym Manhatanie i to o niej mówiono, że ze swoim lekkim podejściem do życia, pogodą ducha i silnym charakterem stanowi groźną konkurencję dla Blair. Niejednokrotnie ich spektakularne kłótnie sprawiały, że obserwatorzy zaczynali brać pod uwagę Serenę jako pretendentkę do tronu.
- S!- ktoś zawołał tak głośno, że blondynka nie musiała się odwracać by wiedzieć, z kim za moment przyjdzie jej się spotkać.
Nim Serena zdążyła chociaż mrugnąć rzuciło się na nią piędziesiąt siedem kilogramów czystej radości, niemal zwalając ją przy tym z nóg. Smukłe ramiona, wzmocnione przez lata treningów w tennisa zacisnęły się wokół niej mocno a brązowe, pachnące jabłkami loki znacznie organiczyły jej pole widzenia. Dopiero po chwili blondynka zorientowała się, co się dzieje i z radosnym piskiem odwzajemniła uścisk, wyrażając w nim całą swoją ponad dwumiesięczną tęsknotę i euforię, wywołaną ponownym spotkaniem.
- Och Bee, świetnie wyglądasz!- zachwyciła się, biorąc w dłoń twarz przyjaciółki i na każdym z jej policzków składając przyjacielskiego całusa- strasznie za tobą tęskniłam, wiesz?
- Nawet wtedy, gdy bajerowałaś jakiegoś tamtejszego przystojniaka?- spytała sprytnie brunetka, biorąc Serenę pod rękę.
- Skąd ty...
- Daj spokój, przecież czytam "Plotkarę"! Poza tym nie mogę uwierzyć, że chciałas ukryć przede mną coś podobnego- Blair potrząsnęła głową z niesmakiem i wydęła wargi, udając oburzenie- pocieniowałaś włosy, ubrałaś swoje najlepsze szpilki i pomalowałaś paznokcie na czerwono. Dodajmy do tego seksowną koronkową bieliznę, którą z pewnością masz na sobie pod tym fikuśnym mundurkiem i błysk w oku a otrzymamy dwa miesiące nieziemskiego seksu i...
- Daj spokój, Scott był słodki i liczę, że tym razem to coś poważnego- przerwała jej ze śmiechem Serena a Blair tylko przewróciła oczami, kręcąc głową z pobłażaniem.
- Obie wiemy, że to tylko przelotna miłostka i za dwa dni nie będziesz nawet pamiętać jego imienia- stwierdziła pewnie, niemal lekceważąco- i dobrze!- dodała szybko, widząc ostrzegawczy błysk w oczach przyjaciółki- taka już jesteś, że zwyczajnie nie potrafisz się zakochać. To po prostu do ciebie nie pasuje- jesteś Serena van der Woodsen a Serena van der Woodsen nie jest dziewczyną, która potrafiłaby skupić się na jednym, konkretnym mężczyźnie. Nie, ty jesteś dziewczyną, która dzieli się sobą ze światem i nie lubi zaangażowania.
- Jej, to było naprawdę... dogłębne. Jak wizyta u psychoterapeuty- Serena zachichotała cicho.
- To było dogłębne i prawdziwe jak choroby weneryczne. Nie ma co obrażać się na rzeczywistość księżniczko.- kontynuowała Blair, nie tracąc rezonu- W naszym związku to ja jestem ta odpowiedzialna, twardo stąpająca po ziemi, natomiast ty jesteś wiecznym słońcem, które nie powinno być zbyt długo zasłaniane przez nieprzyjazne chmury.
- Ciekawa metafora zycia singielki- skomentowała blondynka, ledwo już powstrzymując wybuch śmiechu. Blair spojrzała na nią z politowaniem, również z trudem utrzymując powagę.
- To metafora twojego życia- poprawiła ją kąśliwie i pokazała jej język.
- No pięknie, zamiast dawać przykład młodszemu pokoleniu wy przekomarzacie się jak dwie gówniary z podstawówki- brunetka, która właśnie do nich podeszła obie zmierzyła spojrzeniem stalowo błękitnych oczu z pewnego rodzaju wyższością, podpierając się pod boki, ale gdy Blair niemal natychmiast stanęła w pozycji obronnej dziewczyna nie wytrzymała i wybuchnęła śmiechem, z całej siły ściskając przyjaciółki.
- Słyszałam, że nieźle się bez nas bawiłaś Georgie- zagadnęła Blair, cmokając z uznaniem- taniec na rurze i tak dalej...
Mimo jej oskarżycielskiego tonu głosu Georgina Sparks nie wyglądała na ani odrobine zawstydzoną. Bo co też może speszyć dziewczynę, która dziwictwo straciła w wieku czternastu lat razem z miejscowym dillerem Carterem Baizenem zaraz po tym, jak zaćpali się tak bardzo, że obudzili się następnego dnia niczego nie pamiętając, która na swoim koncie miała juz trzy odwyki, rozbierała się w miejscach publicznych dla zabawy i sypiała z połową Nowego Yorku? No właśnie, proste pytanie, jeszcze prostsza odpowiedź.
Mimo tych wszystkich wybryków nie można jej było odmówić poczucia humoru i "tego czegoś" co sprawiało, że Blair i Serena się z nią zadawały. Po części dotyczyło to oczywiście jej pochodzenia- jako córka jednych z najbardziej znanych w Nowym Yorku przedsiębiorców mogła sobie powolić na więcej a obracanie się w elitarnych kręgach było wręcz koniecznością. Z drugiej strony przecież ona zawsze tego chciała- mieć pieniądze na wszystkie swoje zachcianki a przede wszystkim na kokainę, która przez wakacje stałą się jej priorytetem, choć ona sama jeszcze nie bardzo rozumiała jak i dlaczego. Kochała zabawę, seks bez zobowiązań i nieziemskie imprezy z "wyższych sfer" do białego rana a to mogła zapewnić jej jedynie przynależność do nowojorskiej elity.
Poza tym Gergina była niezaprzeczalnie piękna. Przyjaciółki często w żartach nazywały ją "Śnieżką". No cóż, z tymi dużymi jasnymi oczami, czarnymi jak heban długimi włosami i porcelanowo bladą skórą rzeczywiście odrobinę ją przypominała. Jednak to jej smukła figura i długie do nieba nogi sprawiały, że miałą takie powodzenie u facetów. Jej uroda była inna niż uroda Blair czy Sereny- bardziej niebezpieczna, pozbawiona tej odrobiny delikatności i łagodności, które mogłyby choć spróbować stwarzać pozory ułożonej dziewczyny. Nie było w niej ani odrobiny słodyczy i finezji, które poprawiłyby jej wizerunek. Cały Manhatan wiedział, że ta dziewczyna jest zepsuta do szpiku kości, ale była też bardzo bogata i rozrywkowa co powodowało, że większość "śmietanki" Constance Billard chciała się z nią zadawać.
- Nie wiem o czym tak zaciekle plotkowałyście, ale to nijak nie umywa się do moich rewelacji- Georgina wyglądała na naprawdę podnieconą, więc Blair i Serena wymieniły między sobą zaintrygowane spojrzenia.
- Nie trzymaj nas dłużej w niepewności, powiedz: co to za rewelacje, których nie przekazała nam "Plotkara"?- zapytała Blair, zakładając ręce na piersi i kpiąco unosząc brew. Georgina zachichotała niczym figlarna pieciolatka.
- Chuck Bass jest w mieście- oznajmiła konspiracyjnym szeptem a Blair i Serena zrobiły niemal identyczne, zaskoczone miny, co dodatkowo rozbawiło Sparks.
- Chyba coś ci się przyśniło- stwierdziłą w końcu Blair z niedowierzaniem- on stąd wyjechał na dobre jakiś rok temu.
- Wrócił i mówię wam, wyprzystojniał- na twarzy Georginy pojawił się lubieżny uśmieszek- zawsze był pociągający, ale teraz po prostu.... działa jak magnez. To jego niesamowite spojrzenie jest hipnotyzujące, pewność siebie, uwodzicielski uśmiech...
- Musiałaś go z kimś pomylić, bo inaczej "Plotkara" już dawno zaspamowałaby nas informacjami o jego powrocie- rzekła Balir wyniośle z niezachwianą pewnością- zawsze był jednym z jej ulubieńców- największy skandalista Manhatanu. Poza tym zauwazyłaś? O każdym facecie mówisz w ten sam sposób póki się z nim nie prześpisz. Może zwyczajnie odzywa się w tobie twoja niezaspokojona żądza a fakt, że nigdy nie zaliczyłaś Chuck'a sprawia, że zobaczyłaś go w kimś innym, kto już przestał cię interesować z wiadomych względów?
Georgina już miała coś na to odpowiedzieć, gdy niespodziewanie dzwonek dobiegający z trzech telefonów naraz obwieścił powiadomienie o dodaniu kolejnego posta na stronie "Plotkary". Blair, Serena i Georgina niemal jednocześnie sięgnęły po komórki.
"Podpatrzone: Triumfalny powrót do ojczyzny C to na pewno nie przypadek. Nie dość, że nasz mroczny amant wyprzystojniał to jeszcze obrał sobie za cel nadrobienie rok nieobecności.
Strzeżcie się manhatańskie ślicznotki- bestia jest głodna i już ostrzy kły, by przystąpić do ataku. "
Przyjaciółki wymieniły zdziwione spojrzenia, ale po chwili Blair uśmiechnęła się z właściwą jej wyższością a w jej oczach pojawiły się niebezpieczne iskierki.
- No to teraz zacznie się zabawa- skomentowała, komicznie przekrzywiając głowę.
- Jej, to było naprawdę... dogłębne. Jak wizyta u psychoterapeuty- Serena zachichotała cicho.
- To było dogłębne i prawdziwe jak choroby weneryczne. Nie ma co obrażać się na rzeczywistość księżniczko.- kontynuowała Blair, nie tracąc rezonu- W naszym związku to ja jestem ta odpowiedzialna, twardo stąpająca po ziemi, natomiast ty jesteś wiecznym słońcem, które nie powinno być zbyt długo zasłaniane przez nieprzyjazne chmury.
- Ciekawa metafora zycia singielki- skomentowała blondynka, ledwo już powstrzymując wybuch śmiechu. Blair spojrzała na nią z politowaniem, również z trudem utrzymując powagę.
- To metafora twojego życia- poprawiła ją kąśliwie i pokazała jej język.
- No pięknie, zamiast dawać przykład młodszemu pokoleniu wy przekomarzacie się jak dwie gówniary z podstawówki- brunetka, która właśnie do nich podeszła obie zmierzyła spojrzeniem stalowo błękitnych oczu z pewnego rodzaju wyższością, podpierając się pod boki, ale gdy Blair niemal natychmiast stanęła w pozycji obronnej dziewczyna nie wytrzymała i wybuchnęła śmiechem, z całej siły ściskając przyjaciółki.
- Słyszałam, że nieźle się bez nas bawiłaś Georgie- zagadnęła Blair, cmokając z uznaniem- taniec na rurze i tak dalej...
Mimo jej oskarżycielskiego tonu głosu Georgina Sparks nie wyglądała na ani odrobine zawstydzoną. Bo co też może speszyć dziewczynę, która dziwictwo straciła w wieku czternastu lat razem z miejscowym dillerem Carterem Baizenem zaraz po tym, jak zaćpali się tak bardzo, że obudzili się następnego dnia niczego nie pamiętając, która na swoim koncie miała juz trzy odwyki, rozbierała się w miejscach publicznych dla zabawy i sypiała z połową Nowego Yorku? No właśnie, proste pytanie, jeszcze prostsza odpowiedź.
Mimo tych wszystkich wybryków nie można jej było odmówić poczucia humoru i "tego czegoś" co sprawiało, że Blair i Serena się z nią zadawały. Po części dotyczyło to oczywiście jej pochodzenia- jako córka jednych z najbardziej znanych w Nowym Yorku przedsiębiorców mogła sobie powolić na więcej a obracanie się w elitarnych kręgach było wręcz koniecznością. Z drugiej strony przecież ona zawsze tego chciała- mieć pieniądze na wszystkie swoje zachcianki a przede wszystkim na kokainę, która przez wakacje stałą się jej priorytetem, choć ona sama jeszcze nie bardzo rozumiała jak i dlaczego. Kochała zabawę, seks bez zobowiązań i nieziemskie imprezy z "wyższych sfer" do białego rana a to mogła zapewnić jej jedynie przynależność do nowojorskiej elity.
Poza tym Gergina była niezaprzeczalnie piękna. Przyjaciółki często w żartach nazywały ją "Śnieżką". No cóż, z tymi dużymi jasnymi oczami, czarnymi jak heban długimi włosami i porcelanowo bladą skórą rzeczywiście odrobinę ją przypominała. Jednak to jej smukła figura i długie do nieba nogi sprawiały, że miałą takie powodzenie u facetów. Jej uroda była inna niż uroda Blair czy Sereny- bardziej niebezpieczna, pozbawiona tej odrobiny delikatności i łagodności, które mogłyby choć spróbować stwarzać pozory ułożonej dziewczyny. Nie było w niej ani odrobiny słodyczy i finezji, które poprawiłyby jej wizerunek. Cały Manhatan wiedział, że ta dziewczyna jest zepsuta do szpiku kości, ale była też bardzo bogata i rozrywkowa co powodowało, że większość "śmietanki" Constance Billard chciała się z nią zadawać.
- Nie wiem o czym tak zaciekle plotkowałyście, ale to nijak nie umywa się do moich rewelacji- Georgina wyglądała na naprawdę podnieconą, więc Blair i Serena wymieniły między sobą zaintrygowane spojrzenia.
- Nie trzymaj nas dłużej w niepewności, powiedz: co to za rewelacje, których nie przekazała nam "Plotkara"?- zapytała Blair, zakładając ręce na piersi i kpiąco unosząc brew. Georgina zachichotała niczym figlarna pieciolatka.
- Chuck Bass jest w mieście- oznajmiła konspiracyjnym szeptem a Blair i Serena zrobiły niemal identyczne, zaskoczone miny, co dodatkowo rozbawiło Sparks.
- Chyba coś ci się przyśniło- stwierdziłą w końcu Blair z niedowierzaniem- on stąd wyjechał na dobre jakiś rok temu.
- Wrócił i mówię wam, wyprzystojniał- na twarzy Georginy pojawił się lubieżny uśmieszek- zawsze był pociągający, ale teraz po prostu.... działa jak magnez. To jego niesamowite spojrzenie jest hipnotyzujące, pewność siebie, uwodzicielski uśmiech...
- Musiałaś go z kimś pomylić, bo inaczej "Plotkara" już dawno zaspamowałaby nas informacjami o jego powrocie- rzekła Balir wyniośle z niezachwianą pewnością- zawsze był jednym z jej ulubieńców- największy skandalista Manhatanu. Poza tym zauwazyłaś? O każdym facecie mówisz w ten sam sposób póki się z nim nie prześpisz. Może zwyczajnie odzywa się w tobie twoja niezaspokojona żądza a fakt, że nigdy nie zaliczyłaś Chuck'a sprawia, że zobaczyłaś go w kimś innym, kto już przestał cię interesować z wiadomych względów?
Georgina już miała coś na to odpowiedzieć, gdy niespodziewanie dzwonek dobiegający z trzech telefonów naraz obwieścił powiadomienie o dodaniu kolejnego posta na stronie "Plotkary". Blair, Serena i Georgina niemal jednocześnie sięgnęły po komórki.
"Podpatrzone: Triumfalny powrót do ojczyzny C to na pewno nie przypadek. Nie dość, że nasz mroczny amant wyprzystojniał to jeszcze obrał sobie za cel nadrobienie rok nieobecności.
Strzeżcie się manhatańskie ślicznotki- bestia jest głodna i już ostrzy kły, by przystąpić do ataku. "
Przyjaciółki wymieniły zdziwione spojrzenia, ale po chwili Blair uśmiechnęła się z właściwą jej wyższością a w jej oczach pojawiły się niebezpieczne iskierki.
- No to teraz zacznie się zabawa- skomentowała, komicznie przekrzywiając głowę.
****
Powrót Chuck'a Bassa do Nowego Yorku stał się tematem przewodnim rozmów większości licealistów Constance. Przywyczajony do powszechnego rozgłosu Chuck skwitował tę wrzawę jedynie nieznacznym uniesieniem kącików ust w kpiarskim uśmiechu, opierając się nonszalancko o ścianę przy szafce swojego najlepszego przyjaciela od podstawówki, Nate'a Archibalda.
Nate był dla niego jak brat mimo tego wszystkiego, co ich dzieliło i Bass naprawdę za nim tęsknił, choć oczywiście nigdy by się do tego nie przyznał.
Nate był słodki, uczynny, kochany i pomocny. Nie miał problemu z wyrażanie emocji, był prosty w obsłudze jak przysłowiona budowa cepa.
Chuck miał w sobie więcej z diabła niż anioła. Był mściwy, nieprzejednany, kochał intrygi i lubował się w nieczystych zagraniach. Alkohol, kobiety, dobra zabawa, skandale stanowiły całe jego życie. Niewiele było rzeczy zdolnych powtrzymać go, gdy już obrał sobie jakiś cel. W końcu nazywał się Chuck Bass.
Nate wyglądał jak typowy chłopiec z sąsiedztwa- przystojny, aczkolwiek nie niezapomniany. Był wysportowanym, opalonym blondynem o oczach kolorem przypominających morskie fale i zniewalającym uśmiechu.
Uroda Chuck'a była inna- bardziej wyrazista i mroczna. Magnetyczne spojrzenie czarnych jak północ oczu przyciągało swoją mocą wzrok każdej mijanej kobiety. Uwodzicielski uśmiech wywoływał ciarki na całym ciele. Idealnie zaczesane do tyłu ciemne włosy powodowały pragnienie, by zatopić w nich palce, przyciągjaąc chłopaka bliżej siebie. Idealnie zarysowane mięśnie, opięte przez tradycyjną białą koszulkę, element szkolnej garderoby, budziły fantazje a zmysłowe, miękkie usta wprost zapraszały do pocałunków. Jego postawa, ruchy i gesty świadczyły o arogancji, pewności siebie i braku jakichkolwiek zahamowań.
I tak jak Nate stanowił sto osiemdziesiąt centymetrów czułości i uczynności, tak Chuck to sto siedemdziesiąt osiem centymetrów czystego seksu.
Nate był dla niego jak brat mimo tego wszystkiego, co ich dzieliło i Bass naprawdę za nim tęsknił, choć oczywiście nigdy by się do tego nie przyznał.
Nate był słodki, uczynny, kochany i pomocny. Nie miał problemu z wyrażanie emocji, był prosty w obsłudze jak przysłowiona budowa cepa.
Chuck miał w sobie więcej z diabła niż anioła. Był mściwy, nieprzejednany, kochał intrygi i lubował się w nieczystych zagraniach. Alkohol, kobiety, dobra zabawa, skandale stanowiły całe jego życie. Niewiele było rzeczy zdolnych powtrzymać go, gdy już obrał sobie jakiś cel. W końcu nazywał się Chuck Bass.
Nate wyglądał jak typowy chłopiec z sąsiedztwa- przystojny, aczkolwiek nie niezapomniany. Był wysportowanym, opalonym blondynem o oczach kolorem przypominających morskie fale i zniewalającym uśmiechu.
Uroda Chuck'a była inna- bardziej wyrazista i mroczna. Magnetyczne spojrzenie czarnych jak północ oczu przyciągało swoją mocą wzrok każdej mijanej kobiety. Uwodzicielski uśmiech wywoływał ciarki na całym ciele. Idealnie zaczesane do tyłu ciemne włosy powodowały pragnienie, by zatopić w nich palce, przyciągjaąc chłopaka bliżej siebie. Idealnie zarysowane mięśnie, opięte przez tradycyjną białą koszulkę, element szkolnej garderoby, budziły fantazje a zmysłowe, miękkie usta wprost zapraszały do pocałunków. Jego postawa, ruchy i gesty świadczyły o arogancji, pewności siebie i braku jakichkolwiek zahamowań.
I tak jak Nate stanowił sto osiemdziesiąt centymetrów czułości i uczynności, tak Chuck to sto siedemdziesiąt osiem centymetrów czystego seksu.
Czy ktoś tu przypadkiem nie wspominał, że byli całkowicie różni?
Podczas, gdy rozmawiali, usilnie próbując nadrobić rokrozłąki wzrok Chuck'a powędrował w kierunku trzech dziewczyn. Wysoka blondynka i długowłosa brunetka stały odwrócne do niego plecami, ale w stojącej naprzeciw nich szatynce rozpoznał swoją dawną koleżnakę ze szkolnej ławki.
- No proszę, Blair Waldorf- zacmokał a w jego oczach pojawiły się małe ogniki, które natychmiastowo zaniepokoiły Archibalda- nie sądziłem, że można być jeszcze piękniejszym a tu proszę...
- Wiesz, że to moja dziewczyna?- upewnił się Nate i cały aż spiął się w sobie. Znał zwyczaje przyjaciela, ale gdy ten mieszkał jeszcze w Nowym Yorku Blair była poza jego zasięgiem. Mógł podrywać każdą, dosłownie każdą dziewczynę, ale nie ją, nie dziewczynę kumpla. Imprezowali razem i czasem zdarzyło mu się rzucić jakąś niestosowną aluzję, ale wtedy ona odpowiadała mu kąśliwie, rozbawiając towarzystwo i zwykle tak to się właśnie kończyło.
Czy jednak Nate mógł powiedzieć, że wciąż znał Bassa tak dobrze jak kiedyś? Chuck był nieprzewidywalny i kto wie, ile mogło się zmienić w przeciągu tego roku. Wyraz jego twarzy mówił sam za siebie.
- Jest piękna i o ile dobrze pamiętam z temperamentem. Czy to nie ona doprowadziła do wyjazdu Vanessy Abrams w dziewiątej klasie?- zagadnął Chuck, nie spuszczając wzroku ze śmiejącej się właśnie w tej chwili dziewczyny. Nate zmarszczył brwi.
- Vanessa groziła Serenie- przypomniał przyjacielowi- daj już spokój, jak mówiłem Blair to MOJA dziewczyna- dodał, kładąc nacisk na przedostatnie słowo. Chuck uśmiechnął się szelmowsko.
- A słyszałeś powiedzenie:"Co moje to i twoje?"- spytał z rozbawieniem.
- Nie, kiedy chodzi o dziewczyny- odparł Nate twardo. W tym samym momencie Blair go zauważyła i z głośnym okrzykiem pokonała korytarz, lądując wprost w jego ramionach.
Dopiero teraz uświadomił sobie, jak bardzo za nią tęsknił. Ściskał ją z całej siły, ale choć między ich ciała nie dałoby się wcisnąć szpilki to wciąż nie było dość blisko. Po chwili zatonął w jej cudownych, ciemnych oczach i złączył ich usta w pierwszym od dwóch miesięcy, słodkim pocałunku. Ona, chichocząc wprost w jego wargi oddała pieszczotę ze wzdwojoną siłą, wplatając palce w jego blond włosy i stanęła na palcach, wieszając się na jego szyi.
Wrażenie było niesamowite. Ona była niesamowita. Pewna siebie i jednocześnie tak nieśmiała... Słodka, ale namiętna... Od dawna marzył, by przypieczętować ich związek, chciał być pierwszym i jedynym, który jej zakosztuje, chciał dać jej niezapomniane chwile, takie, na jakie zasługiwała. Nigdy jednak nie udało mu się stworzyć idealnego nastroju a bez tego ani myślał wykonywać jakichkolwiek kroków w tym kierunku. Ludzie mówili o niej różne rzeczy, ale nikt nie domyślał się nawet ile dziecięcej niewinności i dziewczęcych wyobrażeń skrywało się pod tą powłoką największej suki Manhatanu. Kwestia jej seksualności i miłości byłą dla niej ważna, dlatego nigdy nie pozwoliła sobie ani Nate'owi na zbyt wiele. Całowanie, macanie, taniec na stole czy striptiz po pijaku i owszem, ale seks traktowała jak coś mistycznego, co może przeżyć tylko z kimś niesamowitym, z kimś kogo kocha, komu ufa. Nate o tym wiedział i chciał się stać dla niej taką właśnie osobą. Chciał by była go pewna i chciał, by czuła się bezpieczna i kochana. Wiedział, że pierwsza noc którą spędzą razem będzie magiczna.
Z zamyślenia wyrwało go czyjeś odchrząknięcie. Odwrócił wzrok od twarzy ukochanej i spojrzał na Serenę, która uśmiechała się znacząco, wysoko unosząc brwi.
- Cześć kochana- rzucił wesoło i delikatnie wyminął Blair, by przywitać się z przyjaciółką. Za nią przecież także bardzo tęsknił. Serena zaśmiała się dźwięcznie i wyściskała przyjaciela z całej siły po czym cmoknęła go krótko w policzek i mrugnęła do Blair, która obserwowała to wszystko z uśmiechem. Nate uśmiechnął się jedynie do Georginy, stojącej obok i krótko skinął jej głową, na co ta odpowiedziała podobnym gestem. Imprezowali razem dość często i była przyjaciółką Blair i Sereny, jednak na nim nigdy nie wywarła szczególnie pozytywnego wrażenia. Uważał, że była fałszywa i sztuczna, brakowało jej tej odrobiny naturalności i szczerej radości, które uczyniłyby ją bardziej ludzką.
Dopiero po chwili Nate przypomniał sobie o obecności Chuck'a, który wciąż nonszalancko opierając się o ścianę obserwował ich czułości z wyraźnie kpiącym uśmiechem.
- Dziewczyny spójrzcie, kogo ja tu mam- zagadnął blondyn, wskazując przyjaciela. Ten podszedł do nich bliżej, taskując je intensywnym spojrzenim.
- Chyba nie muszę się przedstawiać- rzekł arogancko. Jego głos był przyjemnie przytłumiony, miękki i zmysłowy- po prostu seksowny. Wywoływał dreszcze, przebiegające wzdłuż kręgosłupa i uczucie gorąca, spalającego każdy skrawek ciała przyjemnym ogniem. Intensywne spojrzenie głębokich, czarnych oczu prześwietlało niczym najnowszej generacji rentgen i Blair przez ułamek sekundy pomyślała, że mimo, iż styl bycia Chuck'a obrzydzał ją nie ma nic dziwnego w tym, że znaczna większość dziewcząt z Upper East Side niemal pchała mu się do łóżka. Jego mroczny urok hipnotyzował i przyciągał niczym magnez.
- Zdaje się, że nagle dopadła mnie wsteczna amnezja- zakpiła Blair w odpowiedzi na arogancję Chuck'a, co ten skwitował neiznacznym uniesieniem kącików ust.
- W takim razie chyba muszę ci się przypomnieć- odparł, podejmując tę dziwną grę. Sięgnął po jej idealnie wymanicure'owaną dłoń i złożył na niej lekki pocałunek, po czym, wciąż pochylony, spojrzał jej prosto w oczy z figlarnym uśmiechem. Blair wydęła wargi, udając zamyślenie.
- Wow, cóż za kurtuazja.... Chyba się jednak nie znamy- zawyorokowała w końcu z przebiegłym uśmieszkiem. Przyjaciele zachichotali.
- Nie wiem, co powinnam powiedzieć w takiej sytuacji- wtrąciła Serena- "miło cię widzieć" byłoby trochę na wyrost.
- Wystarczyłoby powiedzieć: "Tak, oczywiście, że marzę, by zamknąć się z tobą sam an sam w moim apartamencie...."- zaczął brunet, zniżając głos niemal do szeptu. Dziewczyny spojrzały po sobie i niemal równocześnie przewróciły oczami.
- Zupełnie jakbyś nie wyjeżdżał- skomentowała Georgina wesoło.
- Oczywiście- odparł chłopak pewnie- bo niby kto zaprosiłby was na imprezę powitalną?
- Imprezę powitalną?- Nate zmarszczył brwi.
- Przyjdźcie o ósmej- zarządził Bass i nie czekając na odpowiedź ruszył wzdłuż korytarza.
Dopiero teraz uświadomił sobie, jak bardzo za nią tęsknił. Ściskał ją z całej siły, ale choć między ich ciała nie dałoby się wcisnąć szpilki to wciąż nie było dość blisko. Po chwili zatonął w jej cudownych, ciemnych oczach i złączył ich usta w pierwszym od dwóch miesięcy, słodkim pocałunku. Ona, chichocząc wprost w jego wargi oddała pieszczotę ze wzdwojoną siłą, wplatając palce w jego blond włosy i stanęła na palcach, wieszając się na jego szyi.
Wrażenie było niesamowite. Ona była niesamowita. Pewna siebie i jednocześnie tak nieśmiała... Słodka, ale namiętna... Od dawna marzył, by przypieczętować ich związek, chciał być pierwszym i jedynym, który jej zakosztuje, chciał dać jej niezapomniane chwile, takie, na jakie zasługiwała. Nigdy jednak nie udało mu się stworzyć idealnego nastroju a bez tego ani myślał wykonywać jakichkolwiek kroków w tym kierunku. Ludzie mówili o niej różne rzeczy, ale nikt nie domyślał się nawet ile dziecięcej niewinności i dziewczęcych wyobrażeń skrywało się pod tą powłoką największej suki Manhatanu. Kwestia jej seksualności i miłości byłą dla niej ważna, dlatego nigdy nie pozwoliła sobie ani Nate'owi na zbyt wiele. Całowanie, macanie, taniec na stole czy striptiz po pijaku i owszem, ale seks traktowała jak coś mistycznego, co może przeżyć tylko z kimś niesamowitym, z kimś kogo kocha, komu ufa. Nate o tym wiedział i chciał się stać dla niej taką właśnie osobą. Chciał by była go pewna i chciał, by czuła się bezpieczna i kochana. Wiedział, że pierwsza noc którą spędzą razem będzie magiczna.
Z zamyślenia wyrwało go czyjeś odchrząknięcie. Odwrócił wzrok od twarzy ukochanej i spojrzał na Serenę, która uśmiechała się znacząco, wysoko unosząc brwi.
- Cześć kochana- rzucił wesoło i delikatnie wyminął Blair, by przywitać się z przyjaciółką. Za nią przecież także bardzo tęsknił. Serena zaśmiała się dźwięcznie i wyściskała przyjaciela z całej siły po czym cmoknęła go krótko w policzek i mrugnęła do Blair, która obserwowała to wszystko z uśmiechem. Nate uśmiechnął się jedynie do Georginy, stojącej obok i krótko skinął jej głową, na co ta odpowiedziała podobnym gestem. Imprezowali razem dość często i była przyjaciółką Blair i Sereny, jednak na nim nigdy nie wywarła szczególnie pozytywnego wrażenia. Uważał, że była fałszywa i sztuczna, brakowało jej tej odrobiny naturalności i szczerej radości, które uczyniłyby ją bardziej ludzką.
Dopiero po chwili Nate przypomniał sobie o obecności Chuck'a, który wciąż nonszalancko opierając się o ścianę obserwował ich czułości z wyraźnie kpiącym uśmiechem.
- Dziewczyny spójrzcie, kogo ja tu mam- zagadnął blondyn, wskazując przyjaciela. Ten podszedł do nich bliżej, taskując je intensywnym spojrzenim.
- Chyba nie muszę się przedstawiać- rzekł arogancko. Jego głos był przyjemnie przytłumiony, miękki i zmysłowy- po prostu seksowny. Wywoływał dreszcze, przebiegające wzdłuż kręgosłupa i uczucie gorąca, spalającego każdy skrawek ciała przyjemnym ogniem. Intensywne spojrzenie głębokich, czarnych oczu prześwietlało niczym najnowszej generacji rentgen i Blair przez ułamek sekundy pomyślała, że mimo, iż styl bycia Chuck'a obrzydzał ją nie ma nic dziwnego w tym, że znaczna większość dziewcząt z Upper East Side niemal pchała mu się do łóżka. Jego mroczny urok hipnotyzował i przyciągał niczym magnez.
- Zdaje się, że nagle dopadła mnie wsteczna amnezja- zakpiła Blair w odpowiedzi na arogancję Chuck'a, co ten skwitował neiznacznym uniesieniem kącików ust.
- W takim razie chyba muszę ci się przypomnieć- odparł, podejmując tę dziwną grę. Sięgnął po jej idealnie wymanicure'owaną dłoń i złożył na niej lekki pocałunek, po czym, wciąż pochylony, spojrzał jej prosto w oczy z figlarnym uśmiechem. Blair wydęła wargi, udając zamyślenie.
- Wow, cóż za kurtuazja.... Chyba się jednak nie znamy- zawyorokowała w końcu z przebiegłym uśmieszkiem. Przyjaciele zachichotali.
- Nie wiem, co powinnam powiedzieć w takiej sytuacji- wtrąciła Serena- "miło cię widzieć" byłoby trochę na wyrost.
- Wystarczyłoby powiedzieć: "Tak, oczywiście, że marzę, by zamknąć się z tobą sam an sam w moim apartamencie...."- zaczął brunet, zniżając głos niemal do szeptu. Dziewczyny spojrzały po sobie i niemal równocześnie przewróciły oczami.
- Zupełnie jakbyś nie wyjeżdżał- skomentowała Georgina wesoło.
- Oczywiście- odparł chłopak pewnie- bo niby kto zaprosiłby was na imprezę powitalną?
- Imprezę powitalną?- Nate zmarszczył brwi.
- Przyjdźcie o ósmej- zarządził Bass i nie czekając na odpowiedź ruszył wzdłuż korytarza.
****
Wszystko w życiu ma odpowiedni czas i miejsce. Ważne, żeby tego nie przeoczyć, bo błędu raz popełnionego nie da się cofnąć.
Impreza u Chuck'a Bassa przebiegała zgodnie ze scenariuszem, gdy Nate pojawił się w jego ekskluzywnym apartamencie ubrany w jeansy i jedną ze swoich ulubionych koszul, rozglądając się za swoją dziewczyną ze szklanką whysky w ręku, jednak wśród tańczącej, pijącej i całującej się młodzieży, gęstego dymu, pochodzącego z ekskluzynych cygar, papierosów i skrętów oraz lejącego się strumieniami alkoholu nie dostrzegł jej promiennej twarzy, którą, tego był pewien, rozpoznałby nawet na końcu świata.
- Cześć przystojniaku- zagadnęła Georgina, podchodząc do niego znienacka- czemu stoisz tu jak kołek, gdy tuż obok odbywa się impreza stulecia?- spytała z figlarnym błyskiem w oku.
Dopiero teraz Nate naprawdę zobaczył to, co działo się ledwie kilka kroków dalej i w duchu przyznał rację dziewczynie.
Wszyscy, roześmiani, pijani, napaleni szaleli i zalewali się w trupa, celebrując zakończenie nieziemskich wakacji. Kilku chłopaków wykonywało jakieś bliżej nieokreślone ruchy, popisując się przed chichoczącym tłumem pijanych dziewczyn. Na kanapach siedzieli chłopcy, popalający jointy i zatraceni w letargu, zupełnie jakby przenieśli się do innego, spokojnego świata. W oddali Nate widział pary obściskujące się na skórzanych fotelach i Chuck'a, który zatracił się w tańcu języków z jakąś dopiero co poznaną blondynką. Natężenie muzyki, dudniącej z wysokich głośników, ustawionych w kątach było na tyle silne, że zdawało się trząść posadami apartamentowca a część z gości, znudzonych tradycyjnymi formami rozrywki wykorzystało kino domowe do zorganizowania pijackiego konkursu karaoke, natomiast na tarasie, gdzie znajdował się basen z jacuzzie odbywały się właśnie wodne zapasy i bitwy, między siłami chłopaców i dziewcząt.
Nate westchnął ciężko i jeszcze raz wybrał numer Blair, jednak gdy ponownie odezwała się automatyczna sekretarka wcisnął telefon głęboko do kieszeni spodni zaklinając siarczyście i jednym haustem opróżnił całą szklankę whysky. Georgina, która wciąż stała obok bacznie go obserwując natychmiast dołała mu kolejną porcję a gdy i ta zniknęła w mgnieniu oka zachichotała i chwyciła chłopaka za rękę, ciągnąc w stronę tańczącego tłumu. W tym momencie z głośników popłynęła wolna piosenka, więc dziewczyna, uśmiechając się chytrze, przyciągnęła go do siebie i zmusiła, by położył dłonie na jej biodrach, którymi zaczęła kręcić powoli, kusząco. Na początku wydawał się być spięty, jakby nie bardzo wiedział co powinien zrobić i czy to, co robi jest w ogóle dopuszczalne. Jednak jakiś czas i kilka szklaneczek whysky później rozluźnił się zupełnie w objęciach brunetki i poddał się całkowicie nastrojowi sytuacji. Jej oczy błyszczały jakimś nienaturalnym blaskiem, jednak jego upojony już umysł jakby tego nie rejestrował.
- Czekałeś na nią, prawda?- zagadnęła Georgina i przyciągnęła go do siebie jeszcze bliżej sprawiając, że nie dałoby się wcisnąć szpilki między nich.
- Tak- odpowiedział, głośno przełykając ślinę. Czuł jej bliskość dotkliwie w okoliczach krocza a także jej oddech na wargach i zmysłowy zapach perfum. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że już dawno przestali tańczyć a to, co początkowo wziął za objaw szybko poruszających się ciał okazało się być zwykłymi zawrotami głowy.
Cały świat zataczał powolne koła i stał się jednym wielkim zamazanym kalejdoskopem kolorów i kształtów.
- A gdzie ona tak włąściwie jest?- usłyszał zmysłowy szept tuż przy uchu, który spowodował jakiś podskórny prąd, który poruszył najmniej spodziewane zakamarki jego ciała. Nate potrzebował dobrej chwili, żeby się skupić nad sensem pytania.
- Diabli wiedzą- odpowiedział, jednocześnie odpinając guziki pod szyją. Nagle w pomieszczeniu zrobiło się tak duszno, że nie miał czym oddychać.
- No tak, bo do aniołów to ona raczej nie należy- westchnęła dziewczyna. Nate już chciał zaprotestować, przecież Blair była jedną z najlepszych osób, jakie kiedykolwiek poznał. Chciał powiedzieć, jaka jest wspaniała i jak bardzo mu na niej zalezy. Chciał poprosić Georginę, by pomogła mu ją znaleźć i wyznać jak bardzo marzy, by wreszcie ją pocałować, by spędzić z nią najlepsze chwile w ich nowym, wspólnym życiu. Jednak zanim z jego ust wydobyły się jakiekolwiek dźwięki brunetka zamkneła mu je gwałtownym pocałunkiem.
Jego umysł nie zarejestrował tego co działo się później, to było jak sen. Koszmar i marzenie w jednym. W tej chwili nic nie było prawdziwe, przynajmniej dla niego. Nic, poza uczuciami, jakie rodziły się gdzieś na powierzchni jego spragnionego dotyku ciała.
Oddawał pocałunki, szaleńcze i zapamiętałe. Po chwili poczuł, że temperatura znów wzrasta do niemożliwych wielkości, więc chcąc sobie ulżyć pozbył się resztek garderoby, którą miał na sobie.
Opadł na coś miękkiego, ale nie miał czasu się nad tym zastanawiać.
Usłyszał jedynie: "Skoro jej nie ma chętnie ją zastąpię i zajmę się tobą" po czym pogrążył się w totalnej i absolutnej rozkoszy.
- Cześć przystojniaku- zagadnęła Georgina, podchodząc do niego znienacka- czemu stoisz tu jak kołek, gdy tuż obok odbywa się impreza stulecia?- spytała z figlarnym błyskiem w oku.
Dopiero teraz Nate naprawdę zobaczył to, co działo się ledwie kilka kroków dalej i w duchu przyznał rację dziewczynie.
Wszyscy, roześmiani, pijani, napaleni szaleli i zalewali się w trupa, celebrując zakończenie nieziemskich wakacji. Kilku chłopaków wykonywało jakieś bliżej nieokreślone ruchy, popisując się przed chichoczącym tłumem pijanych dziewczyn. Na kanapach siedzieli chłopcy, popalający jointy i zatraceni w letargu, zupełnie jakby przenieśli się do innego, spokojnego świata. W oddali Nate widział pary obściskujące się na skórzanych fotelach i Chuck'a, który zatracił się w tańcu języków z jakąś dopiero co poznaną blondynką. Natężenie muzyki, dudniącej z wysokich głośników, ustawionych w kątach było na tyle silne, że zdawało się trząść posadami apartamentowca a część z gości, znudzonych tradycyjnymi formami rozrywki wykorzystało kino domowe do zorganizowania pijackiego konkursu karaoke, natomiast na tarasie, gdzie znajdował się basen z jacuzzie odbywały się właśnie wodne zapasy i bitwy, między siłami chłopaców i dziewcząt.
Nate westchnął ciężko i jeszcze raz wybrał numer Blair, jednak gdy ponownie odezwała się automatyczna sekretarka wcisnął telefon głęboko do kieszeni spodni zaklinając siarczyście i jednym haustem opróżnił całą szklankę whysky. Georgina, która wciąż stała obok bacznie go obserwując natychmiast dołała mu kolejną porcję a gdy i ta zniknęła w mgnieniu oka zachichotała i chwyciła chłopaka za rękę, ciągnąc w stronę tańczącego tłumu. W tym momencie z głośników popłynęła wolna piosenka, więc dziewczyna, uśmiechając się chytrze, przyciągnęła go do siebie i zmusiła, by położył dłonie na jej biodrach, którymi zaczęła kręcić powoli, kusząco. Na początku wydawał się być spięty, jakby nie bardzo wiedział co powinien zrobić i czy to, co robi jest w ogóle dopuszczalne. Jednak jakiś czas i kilka szklaneczek whysky później rozluźnił się zupełnie w objęciach brunetki i poddał się całkowicie nastrojowi sytuacji. Jej oczy błyszczały jakimś nienaturalnym blaskiem, jednak jego upojony już umysł jakby tego nie rejestrował.
- Czekałeś na nią, prawda?- zagadnęła Georgina i przyciągnęła go do siebie jeszcze bliżej sprawiając, że nie dałoby się wcisnąć szpilki między nich.
- Tak- odpowiedział, głośno przełykając ślinę. Czuł jej bliskość dotkliwie w okoliczach krocza a także jej oddech na wargach i zmysłowy zapach perfum. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że już dawno przestali tańczyć a to, co początkowo wziął za objaw szybko poruszających się ciał okazało się być zwykłymi zawrotami głowy.
Cały świat zataczał powolne koła i stał się jednym wielkim zamazanym kalejdoskopem kolorów i kształtów.
- A gdzie ona tak włąściwie jest?- usłyszał zmysłowy szept tuż przy uchu, który spowodował jakiś podskórny prąd, który poruszył najmniej spodziewane zakamarki jego ciała. Nate potrzebował dobrej chwili, żeby się skupić nad sensem pytania.
- Diabli wiedzą- odpowiedział, jednocześnie odpinając guziki pod szyją. Nagle w pomieszczeniu zrobiło się tak duszno, że nie miał czym oddychać.
- No tak, bo do aniołów to ona raczej nie należy- westchnęła dziewczyna. Nate już chciał zaprotestować, przecież Blair była jedną z najlepszych osób, jakie kiedykolwiek poznał. Chciał powiedzieć, jaka jest wspaniała i jak bardzo mu na niej zalezy. Chciał poprosić Georginę, by pomogła mu ją znaleźć i wyznać jak bardzo marzy, by wreszcie ją pocałować, by spędzić z nią najlepsze chwile w ich nowym, wspólnym życiu. Jednak zanim z jego ust wydobyły się jakiekolwiek dźwięki brunetka zamkneła mu je gwałtownym pocałunkiem.
Jego umysł nie zarejestrował tego co działo się później, to było jak sen. Koszmar i marzenie w jednym. W tej chwili nic nie było prawdziwe, przynajmniej dla niego. Nic, poza uczuciami, jakie rodziły się gdzieś na powierzchni jego spragnionego dotyku ciała.
Oddawał pocałunki, szaleńcze i zapamiętałe. Po chwili poczuł, że temperatura znów wzrasta do niemożliwych wielkości, więc chcąc sobie ulżyć pozbył się resztek garderoby, którą miał na sobie.
Opadł na coś miękkiego, ale nie miał czasu się nad tym zastanawiać.
Usłyszał jedynie: "Skoro jej nie ma chętnie ją zastąpię i zajmę się tobą" po czym pogrążył się w totalnej i absolutnej rozkoszy.
****
Czasem jedna sekunda decyduje o całym życiu. Jedna sekudna, jeden oddech, jedna myśl, jeden gest... I olbrzymie konsekwencje.
- Cholera jasna!- zaklęła Blair, potykając się o krawężnik.
- Blair, no nareszcie- westchnęła zniecierpliwiona Serena, która stała pod apartamentem Bass'ów czekając na przyjaciółkę i wyrzuciła niedopalonego papierosa na ziemię- myślałam, że pozbędę się przez ciebie całej paczki- westchnęła, chowając rzeczone opakowanie do torebki. Dopiero teraz zlustrowała przyjaciółkę wzrokiem i zagwizdała przeciągle.
- Nate padnie jak cię zobaczy- stwierdziła pewnie.
No tak, przecież Blair zawsze musiała wyglądać perfekcyjnie. W imprezowym makijażu, z włosami upiętymi w luźny kok i ubrana w czarne, skórzane spodnie opinające jej smukłe nogi i krągłą pupę i błękitną jak ocean połyskliwą bluzeczkę z głębokim dekoltem oraz skórzaną kamizelkę i kremowe szpilki od Lauboutine'a zapierała dech w piersiach. Podobnie jak Serena w swojej złotosrebrnej sukience i z włosami jak zwykle seksownie zmierzwionymi przez wiatr. Dziewczyny zachichotały, biorąc się za ręce i roześmiane wkroczyły do apartamentu, zwracając na siebie uwagę większości gości.
- No no no- Chuck zagwizdał przeciągle, lustrując je od stóp do głów niczym koneser sztuki w muzeum- postarałyście się.
- Ty... też- mruknęła Blair, rozglądając się wokoło niepewnie i skrzywiła się ze wstrętem na widok chłopaka, który właśnie w tej chwili rzucił się do okna, wymiotując donośnie. Po chwili na jej twarzy pojawił się przebiegły uśmiech.
- Liczę, że w tym momencie ktoś przechodził tamtędy- powiedziała a Chuck zawtórował jej wesoło. Serena szturchnęła ją w bok, chcąc doprowadzić ją do porządku na co ta wzruszyła tylko ramionami, powstrzymując wybuch śmiechu. No bo co mogła poradzić na to, że ludzie zwyczajnie ją bawili a podobne sytuacje prowokowały do wrodzonej ironii i złośliwości?
- Może zatańczymy?- Chuck po raz kolejny wykorzystywał na nich swój nieodparty uwodzicieslki urok.
- Idę się napić- prychnęła Serena i odeszła, ignorując jego wyciągniętą dłoń. Blair tylko pokręciła głową z politowaniem i udała, że nie usłyszała pytania.
- Możesz się w końcu na coś przydać i przyprowadzić mi Nate'a- zaproponowała lekceważąco- wiesz, gdzie on jest?
- Gdyby tu był na pewno już leciałby do ciebie- odparł Chuck- wytresowałaś go niczym prywatnego pudla.
- Jeśli nie ma go tutaj to gdzie jest?- Blair, zaniepokojona, sięgnęła po telefon i wykręciła numer chłopaka- włącza się poczta głosowa.... Charles, gdzie jest Nate?
- Przecież mówię ci, że nie wiem- westchnął Chuck znudzonym głosem i sięgnął do stołu na którym ustawione były wszelkiego rodzaju alkohole- wyluzuj się, złość piękności szkodzi- dodał, podająć dziewczynie kieliszek najlepszej szkodzkiej, którą znalazł w barku ojca. Uśmiechnął się z zadowoleniem, gdy Blair wzięła głęboki oddech i jednym haustem opróżniła kieliszek.
A potem wręczyła mu puste naczynie i bez słowa dumnym krokiem odeszła, kierując się w stronę tańczącego tłumu.
****
Niektórzy próbują stać się kimś, kim nigdy by nie mogli być. Inni próbują osiągnąć cel na wszelkie sposoby i stają się kimś, kim nie chcieli być. W obu przypadkach decyduje szaleństwo.
Pożałował tego wierutnego kłamstwa już w chwili, gdy przekroczył próg apartamentu, ale nie było już odwrotu. Rozejrzał się niepewnie a widok tych wszystkich naćpanych, pijanych i upalonych ludzi jeszcze bardziej go zdołował. Naprawdę podał się w portierni za Nate'a a potem ukrywał się, by znajomi gospodarza imprezy, którzy bez problemu się na nią przedostawali go nie zdemaskowali, po to, by wylądować w tym zadymionym pomieszczeniu z tłumem wrzeszczących, najbardziej zdeprawowanych nastolatków Nowego Yorku? Żałosne, ale chwileczkę, co było o wiele bardziej żałosne? Ach tak, świadomość, że mimo wszystko oni i tak są więcej warci niż on, że są lepsi i to na każdej płaszczyźnie.
Dan westchnął ciężko. Prawda była taka, że po prostu musiał ją zobaczyć i czuł, że skoro udało mu się zabrnąć tak daleko to znak, że może tej jednej bajce z góry przypisane jest szczęśliwe zakończenie. Chciał ją zobaczyć i usłyszeć jej głos, mówiący do niego coś miłego. I miał nadzieję, że nie będzie z nią Archibalda, bo na sam jego widok go mdliło. No bo co on sobą reprezentował? Był zwyczajnie przesłodzonym paniczykiem bez ambicji i gdyby nie bogaci rodzice na pewno nie zaszedłby tak daleko, ba, nawet nie dostałby się do tej szkoły.
Początkową niechęć do odbywającej się właśnie imprezy zastąpiło zainteresowanie a po chwili zachwyt. Przecież ci ludzie wyglądali, jakby byli najszczęśliwsi na świecie, jakby nie mieli absolutnie żadnych problemów, muzyka porywała do tańca a alkohol, o jakim Dan słyszał dotąd z opowieści bogatych znajomych nie dość, że był ogólnie dostępny to jeszcze powodował rozluźnienie i ogólną wesołość. Po trzecim kieliszku szampana Dan, nie bacząc już na nic dołączył do bawiącego się tłumu.
****
Czasem dowiadujemy się czegoś, czego wiedzieć wcale nie chcieliśmy. I wtedy nagle żałujemy, że nie nazywamy się Serena van der Woodsen.
Blair i Serena właśnie tańczyły żywo do piosenki: "Hang it Up" gdy do apartamentu weszła wysoka, chuda brunetka o końskiej twarzy ubrana w różową sukienkę i szpilki w tym samym kolorze, w towarzystwie przystojniaka o latynowskiej urodzie. Serena stanęła jak wryta.
- Co się dzieje? S ?- Blair przystanęła przy przyjaciołce, wyraźnie zaniepokojona i podążyła za jej wzrokiem.
- Kto to?- spytała blondynka, blednąc gwałtownie.
- Penelope Filtz, moja przyboczna, znasz ją- Blair przewróciła oczami lekceważąco- chociaż muszę przyznać, żę wyrwała całkiem niezłe ciacho- dodała niechętnie, na co Serena głośno przełknęła ślinę, niezdolna wykonać żadnego ruchu.
- To Scott- syknęła tak, aby tylko brunetka ją usłyszała a ta pojęła wszystko w mig i przybrała wojowniczy wyraz twarzy- Blair, to jest MÓJ Scott- dodała, ściskając jej dłoń w panice. Widząc ten smutek i strach w oczach przyjaciółki dotarła do niej jedna, istotna rzecz- Serenie naprawdę zależało na tym chłopaku, to nie był tylko jej głupi kaprys. I właśnie dlatego Blair w głowie już układała plan idealny jak go zniszczył i upokorzyć.
- Weź- zarządziła tonem generała, zagrzewającego swoich żołnierzy do walki i podała dziewczynie szklankę whysky. I dokładnie w tym momencie Scott zauważył ją i znieruchomiał, blednąc gwałtownie. Był w szoku? Serio? W Serenie aż się zagotowało, gdy opróżniała naczynie z alkoholu.
- A teraz sprawimy, że zacznie błagać na kolanach o litość- mówiła Blair, gdy gorzka ciecz spływała do gardła Sereny, paląc jej przełyk i ograniczając zdolność jasnego myślenia. Dziewczyna pokiwała zdecydowanie głową i z hukiem odstawiła naczynie na stolik po czym niemal podbiegła do pierwszego chłopaka, którego miała pod ręką.
Stał samotnie, jakby nie bardzo wiedział co ze sobą zrobić. Serena nigdy przedtem go nie widziała, ale wydawał się być nieśmiały i zagubiony. Może właśnie dlatego wpiła się w jego wargi, zaskakując tym ich oboje.
Podpatrzone: Samotny Chłopiec w gorącym uścisku Sereny van der Woodsen???
Och S, a myśleliśmy, że olej i woda się nie mieszają.
To miał być tylko jeden pocałunek, przy którym miała zadbać o to, by Scott mógł się temu dokładnie przyjrzeć. Serena jednak nie spodziewała się, że zatraci się w tym jednym momencie, nie dbając już zupełnie o zaskoczenie chłopaka czy aprobujący wzrok Blair. Nie spodziewała się, że ten nieśmiały brunet może tak dobrze całować, że może tak zapalczywie odpowiedać na jej kolejne ruchy warg i języka. Nie spodziewała się także swoich reakcji na ten pocałunek. Gdy w końcu się od siebie odsunęli oboje mieli przyspieszone oddechy i czerwone z emocji policzki. Serena zatraciła się w jego spojrzeniu ciemnych, tak bardzo nieśmiałych i jednocześnie tak bardzo podekscytowanych oczu... Stali tak przez dłuższą chwilę, wciąż objęci, niezdolni się ruszyć, dopóki nie usłyszeli czyjegoś odchrząknięcia. Oboje odskoczyli od siebie jak oparzeni i spojrzeli na stojących przed nimi Penelope i Scott'a.
- Humpfrey?- zawołała Blair w świętym oburzeniu- kto cię tu wpuścił?
- Nie wiedziałam, że lubujesz się w insektach S- skomentowała kąśliwie Pene, uśmeichając się z wyższością- to musi być ciekawe hobby. No cóż, każdy ma swój gust...
- Uważaj Pene, bo do końca szkoły będziesz chodzić do tyłu- zagroziła jej Blair, na co dziewczyna natychmiast zamilkła demonstracyjnie. Wiedziała, że Blair nie rzuca słów na wiatr i wołała nie przekonywać się, w jaki sposób spełni swoją groźbę. A spełniłaby ją bez mrugnięcia okiem.
- Chciałam wam tylko przedstawić mojego chłopaka, Scott'a Trenta- powiedziała z dumą. Serena przywołała na twarz szeroki uśmiech choć miałą wrażenie, że całe ciało pali ją żywym ogniem.
" Ta sytuacja robi się coraz dziwniejsza"- pomyślała, ściskając dłoń chłopaka, który jeszcze dwa dni temu dawał jej dzika rozkosz na plaży w Humptons.
- Blair Waldorf, dowodzę tą tutaj- powiedziała Blair głosem ociekającym jadem mimo, że jej uśmiech był ciepły i zyczliwy i wskazała na Penelope, która, upokorzona, odwróciła wzrok.
- A więc.... Jesteście razem?- Scott zmarszczył brwi i otaksował Dana wzrokiem. Od razu było widać, że chłopak centem nie śmierdzi- wyblakła koszula, przetarte dżinsy i zniszczone trampki mówiły same za siebie. W dodatku nie był jakiś przesadnie urodziwy i prezentował się dość mizernie z tą swoją postawą skrzywdzonego chłopczyka. Co Serena w nim widziała?
Tymczasem blondynka wymieniła spanikowane spojrzenie z Humpfrey'em. Nawet go nie znała i naprawdę nie wiedziała, czego się po nim spodziewać. Nie wyglądał na takiego, co to by skłamał komuś bez mrugnięcia okiem, by pomóc jej w niecnych celach wzbudzenia zazdrości i poczucia straty w stojącym przed nimi napuszonym dupku. Z drugiej strony nawet, gdyby zrozumiał, że na pytanie czy są razem powinien odpowiedzieć twierdząco nie wiadomo, czy byłby w stanie odpowiednio podejść do "roli". Nie wyglądał jej na osobę, która przyzwyczajona była do kłamstwa, intryg, niecnych forteli.
- Oczywiście, że nie- Blair, największa kłamczucha Upper East Side wkroczyła do akcji, jak zwykle w odpowiednim momencie i podeszła do przyjaciółki, chwytając jej ramię i przyciskając do siebie- to my jesteśmy razem. Obie próbowałyśmy związku z facetami, ale to nie jest dla nas. Nie potrafiłyśmy o sobie zapomnieć, więc obiecałyśmy sobie- ostatni hetero-pocałunek i wierność do końca życia.
- Co ty robisz?- syknęła Serena zaskoczona, ale mimo to poddała się tej dziwnej grze.
- Ratuję ci reputację- odparła Blair półgębkiem- wczuj się w rolę- zarządziła i pocałowała przyjaciółkę prosto w usta.
To nie był delikatny pocałunek, tylko taki pełny pasji i wzajemnej zażyłości. Oczywiście dziewczyny nie czuły w związku z tym żadnego fizycznego podniecenia, jednak to nie zmianiało faktu, że dobrze się bawiły zwłaszcza, gdy muzyka przycichła a tłum zaczął wiwatować i robić zdjęcia, które po chwili zostały opublikowane na "Plotkarze", o czym świadczyły masowe powiadomienia, wydawane przez komórki uczestników imprezy. Blair i Serena wybuchnęły śmiechem i spojrzały na oniemiałych Penelope, Scotta, Dana i Chuck'a, który podszedł do nich głośno klaszcząc w dłonie i uśmiechając się prowokacyjnie.
- Wow, jeszcze nigdy nie miałem aż tak bliskiego kontaktu z lesbijkami- wymruczał- wiedziałyście, że taki seks jest bardzo podniecający?
Blair i Serena spojrzały po sobie i pokręciły głowami z niedowierzaniem.
- Cóż, muszę znaleźć Nate'a i powiedzieć mu, że wybrałam ciebie- oświadczyła Blair i pociągnęła Serenę w kierunku tarasu.
Blondynka rzucila jeszcze jedno, krótkie spojrzenie w stronę Dana, który wciąż wyglądał na oszołomionego a zdawało jej się, że nawet na zniesmaczonego.
"Cóż, chyba nie najlepiej zaczęłam" pomyślała gorzko. Ale gdy dotarła nad basen i usiadła na leżaczku obok przyjaciółki zapomniała o wszystkim i nie mogąc się powstrzymać wybuchnęła wybuchnęła śmiechem.
- Ich miny były bezbłędne- zachichotała Blair i sięgnęła po butelkę wina, które zwinęła ze stolika, gdy szły na taras.
- Wznoszę toast- powiedziała uroczystym tonem i pociągneła zdrowy łyk z butelki- za nas i naszą bezgraniczną miłość.
- Nate mnie zabije- stwierdziła Serena ze śmiechem.
Niektórzy zmieniają szkoły, dziewczyny, chłopaków, ale S i Bee zmieniły preferencje i to w jedną noc. Co na to N? Podejrzewam, że będzie bardzo... pocieszony.
xOxO Gossip Girl
-