wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 2. W Lesie Sekretów


 To miały być w sumie dwa rozdziały, ale je połączyłam. Mam nadzieję, że się nie zanudzicie i że pozostawicie po sobie komentarze. Nie chcę wam stawiać limitów, jednak jeśli nie będzie żadnego odzewu z waszej strony kolejny rozdział po prostu się nie pojawi. 

P.S Bardzo dziękuję I LoveDamon, mojej pierwszej komentatorce na tym blogu za wsparcie i tyle pięknych słów, które skłoniły mnie do dokończenia tego rozdziału. Jesteś wielka kochana i mam nadzieję, że nie mam zaległości na twoich blogach (sprawdzę to, jak tylko będę miała trochę więcej czasu, czyli raczej po świętach i wtedy nadrobię :****)


Enjoy :*****





Witajcie Upper East Side'rzy. Dziś jest jakoś podejrzanie pusto na szkolnych korytarzach i poza nimi. Czyżbyście leczyli imprezowego  kaca? ;)

A co do wczorajszego/dzisiejszego przyjęcia Chuck'a Bassa- spełniło wasze oczekiwania? 
Ja mam na to tylko dwa słowa  - TOTALNA DEMOLKA!!!

Na szczegóły musicie poczekać do czasu, aż zaleczę objawy poniedziałkowego imprezowania do czwartej nad ranem i wlania w siebie tony martini pięć godzin przed szkołą.

Nie możecie się już doczekać? Zapraszam na przystawkę: 




Smacznego ;))
xOxO Gossip Girl

****


Blair jęknęła cicho i gwałtownie zamrugała powiekami, gdy pierwsze promienie słońca wdarły się przez jedwabne zasłonki, ocieniające okno. Początkowo zdezorientowana spóbowała usiąść, ale cos zdecydowanie przyciskało ją do powierzchni łóżka, nie pozwalając nawet na jeden ruch. Blair jęknęła po raz kolejny łapiąc się za pulsującą bólem głowę.  Wczoraj zdeycydowanie za dużo wypiła, tego była pewna.
Blair była tak otumaniona, że dopiero po chwili dostrzegła przed swoja twarzą czyjeś idealnie wypedikuirowane stopy. Znów spróbowała się poruszyć, ale reszta ciała przyjaciółki skutecznie jej to uniemożliwiła. Blondynka przygniatała ją całym swoim ciężarem a jej długie do nieba nogi, obciążaly jej  klatkę piersiową,  znacznie utrudniając swobodne oddychanie. Blair, rozdrażniona zebrała całą siłę, jaką w sobie miała i zepchnęła dziewczynę powodując, że ta wylądowała na podłodze.
- Co jest?- zdezorientowana Serena zerwała się na równe nogi i zachwiała gwałtownie, w ostatniej chwili lądując na brzegu łóżka. Blair spojrzała spode łba na jej potargane włosy, rozdartą do połowy sukienkę i twarz, umorusaną  krwistoczerwoną szminką i mimowolnie wybuchnęła śmiechem, jednak zaraz tego pożałowała, czując uciążliwe łupanie w czaszce. Jakby czytając jej w myślach Serena chwyciła się za głowę. 
- Ała- jęknęła zachrypnięta- co do...
- Wczoraj poszalałyśmy- stwierdziła Blair i sięgnęła do szafeczki nocnej, skąd wyjęła pudełko tabletek przeciwbólowych i część podała przyjaciółce, swoją porcję popijając natychmiast wodą  źródlaną. Gdy opróżniła całą butelkę skrzywiła się lekko i otarła usta wierzchem dłoni. 
- Nie pamiętam, żebyśmy jechały do ciebie- powiedziała Serena, niepewnie rozglądając się po sypialni przyjaciółki, utrzymanej w niebiesko-białym tonie. 
- Nic dziwnego. Wiedziałam, że jesteś pijana już w chwili, gdy pocałowałaś tego całego  Humpfrey'a- stwierdziła Blair wyniośle, krzywiąc się z odrazą- potem pochłonęłyśmy tonę martini, whysky i szampana....
- Kogo pocałowałam?- Serena zmarszczyła brwi, bezskutecznie próbując przypomnieć sobie twarz rzeczonego "Humpfrey'a". 
- Spokojnie "S", uratowałam twoją reputację, choć może to skutkować nagłym zainteresowaniem wszystkich okolicznych lesbijek  twoją osobą- na te słowa Serena nie mogła się nie roześmiać. Potem, wyraźnie wykończona padła obok Blair na łóżko i bez wahania objęła ją nogami w pasie, pokładając głowę na jej kształtnych piersiach. 
- Mamusiu, cyca!- zawołała, naśladując pieszczotliwy głosik małego dziecka. Blair wybuchnęła śmiechem. 

****

Kilka przecznic dalej Chuck Bass pieścił nagie ciało słodkiej brunetki, którą najwyraźniej wczoraj zabrał ze sobą z wczorajszej imprezy. Co prawda umknął mu moment, gdy to się stało, ale nie miało to większego znaczenia- nie pamiętał nawet jej imienia i wcale nie chciał tego zmieniać. Bo po co, skoro mimo swojej urody dziewczyna była pospolita jak zimowy śnieg i po wszystkim zamierzał dopilnować, by nie musieć jej więcej oglądać? Takie jak ona nadawały się na jedną noc, nie więcej.
Uśmiechnął się na tę myśl pod nosem, obsypując pocałunkami jej nagą szyję. Musiał przyznać, że nawet po pijaku miał dobry gust, choć oczywiście na tzreźwo wybrałby kogoś, kto mógłby stanowić jakiekolwiek wyzwanie i dawać satysfakcję ze zwycięstwa.
Nie zastanawiając się nad tym dłużej warknął cicho, gdy poczuł jej dłonie w okolicy krocza i jednym precyzyjnym ruchem osiągnął cel swoich zamierzeń.
"Dobrze, że nie ma ojca"- pomyślał, rozpoczynając ich wspólną wędrówkę na szczyt rozkoszy. Nawet Bart nie byłby obojętny na takie natężenie tego typu dźwięków, dochodzące z sypialni jedynaka.


****

Nate był załamany. Nie dość, że miał potwornego kaca to jeszcze nie pamiętał nic z poprzedniego wieczoru. Nic. Kompletna pustka. Za każdym razem, gdy usiłował sobie cokolwiek przypomnieć tylko bardziej bolała go głowa, więc szybko tego zaniechał. 
Ale kilka rzeczy naprawdę nie dawało mu spokoju. Na przykład to jakim cudem znalazł się we własnym łóżku kompletnie nagi pod jedwabistą narzutą, przesyconą obcym, kobiecym zapachem? A może tylko mu się tak zdawało? Właściwie to w tej chwili był tak bardzo zdezorientowany, że niczego nie mógł byc pewien.
A tak właściwie to gdzie byli jego rodzice teraz, gdy potrzebował ich by się dowiedzieć, co tu jest grane? A może to dobrze, że jednak ich nie było? Nie miał pojęcia. 
Jedną z ostatnich rzeczy, jaka przychodziła mu do głowy, gdy myślał o wczorajszej imprezie był taniec z Georginą. Ich zmysłowo ocierające się o siebie ciała, jej zapach i to potworne wirowanie w głowie a potem... No właśnie, co potem? To kolejna rzecz, której musiał się dowiedzieć. 
W ogólnym bałaganie, panującym w pokoju odnalazł telefon i aż jęknął, mierzwiąc włosy. Dzwadzieścia nieodebranych połączeń od Blair , wiadomość głosowa od Chuck'a i dwa esemesy od Sereny. 

"Gdzie ty się do cholery podziewasz? Bee zaraz wyjdzie z siebie a to na pewno nie skończy się dobrze"

" Omija cię cała zabawa. Twoja strata przyjacielu".

Nate uśmiechnął się mimo woli. Serena nazywała go "przyjacielem" tylko w sytuacjach silnego upojenia alkoholowego, więc musiała być już nieźle wstawiona, gdy pisała te esemesy. A on? Co on robił w tym czasie?
Był tylko jeden sposób, by się tego dowiedzieć. 
Wziął jeden uspokajający wdech, próbując zapanować nad obezwładniającymi go mdłościami i wybrał numer Georginy. Dziewczyna odebrała już po pierwszym sygnale, zupełnie jakby czekała na ten telefon. 
- Musimy się spotkać...

****
Ten moment, gdy odkrywasz, że rodzona matka potrafi być bardziej męcząca niż przyszywana rodzina...

 - Blair, czy ty mnie w ogóle słuchasz?- spytała Elenor Waldorf, rzucając córce rozdrażnione spojrzenie ponad stołem- mam wrażenie, że kompletnie nie interesuje cię to, co do ciebie mówię.
Dziewczyna zamrugała kilkukrotnie i zdezorientowana spojrzała na siedzącą obok przyjaciółkę a potem na rodzinę, a właściwie jej namiastkę, bo odkąd jej ojciec Harold Waldorf odkrył swoją orientacje seksualną i wyjechał do Paryża Blair zyskała łysiejącego ojczyma prawnika- Cyrusa Rose'a i dwójkę upierdliwych braci- dziewiętnastoletniego Aarona i jedenastoletniego Colina. Pierwszy z nich, wyluzowany DJ z podrzędnej jej zdaniem speluny bardzo wczuł się w rolę starszego brata i z lubością uprzykrzał jej życie dzień w dzień, odkąd zamieszkali razem pięć lat temu. Drugi, miłośnik gier play-station, filmów akcji, powieści detektywistycznych  i wszelkich dostępnych rodzajów żelek owocowych był uroczym, choć nieco nadpobudliwym chłopcem, jednak w przeciwieństwie do Aarona miał dobre relacje z przybraną siostrą. Blair niejednokrotnie powtarzała, że z pewnością wiąże się to z tym, że chłopcy nie mieli wspólnej matki- rodzicielka Aarona zginęła w wypadku, gdy chłopiec miał roczek a Colina zostawiła ich tuż po narodzeniu syna. Cyrus pozew o rozwód otrzymał listownie i kilka miesięcy później był już rozwodnikiem. Żaden z jego synów nigdy nie poznał swojej matki, jedyną jej namiastkę odnaleźli w zapracowanej kobiecie sukcesu, jaką była słynna projektantka mody, Elenor Waldorf. I choć Blair naprawdę im współczuła nie rozumiała, dlaczego to właśnie jej matka powinna podzielić swój czas na troje, skoro nawet dla rodzonej córki zawsze miała go za mało.
Czasem  Blair naprawdę szczerze nienawidziła Aarona- tej jego pyszałkowatej, opalonej na brązowo twarzy, kpiącego spojrzenia zielonych oczu i szerokiego uśmiechu, w którym ukazywał swoje śnieżnobiałe zęby. Ile razy miała ochotę mu je wybić?Tymczasem najmłodsza latorośł jakby zupełnie nie przejmując się napięciem, panującym przy stole pochłaniała właśnie trzecią porcję sałatki ziemniaczanej i francuskich rogalików. Blair nigdy nie potrafiła pojąć na jakich zasadach działa metabolizm Colina, w dodatku o ósmej rano. Ona ledwo przełknęła filiżankę herbaty i kilka rogaliczków i czuła się syta, natomiast ten mały z pozoru chłopczyk w tym samym czasie opróżnił ich lodówkę z tygodniowych zapasów żywnościowych. Niewiarygodne.

- Co mówiłaś mamo?-  spytała Blair, starając się przybrać zaciekawiony wyraz twarzy. Tak naprawdę miała to wszystko głęboko w poważaniu. Jej matka, piękna, szanowana i rozchwytywana kobieta sukcesu stała na piedestale świata mody, wyznaczając najnowsze trendy i zupełnie nie wykazywała zainteresowania córką, więc dlaczego ona, Blair Waldorf, miała się nią przejmować? Elenor potrafiła wyjechać w środku roku szkolnego pozostawiając dzieci jedynie pod opieką nadgorliwego Cyrusa i kochającej niani, Doroty. To ona, obok Nate'a i Sereny, była jej powierniczką, strażniczką, przyjaciółką. To ona ją wychowała i okazała jej matczyną troskę w o wiele większym stopniu, niż zimna Elenor  kiedykolwiek. Czasem Blair robiło się niedobrze, gdy uświadamiała sobie, że jej rodzina idealnie wpasowuje się w schemat tych wszystkich spaczonych bogatych rodów, które zamiast spędzać ze sobą czas zarabiają pieniądze a każda minuta to kolejny milion w portfelu.

- Mówiłam o kolacji, na którą zaprosiła nas Lilly- Elenor uniosła głowę z wyraźną urazą.
- Moja mama wydaje przyjęcie?- zdziwiła się Serena.
- Właściwie to nie ona, tylko Bassowie- sprostowała pani Waldorf- Rose- nic nie wiedziałaś?

Nie, Serena nie miała o tym zielonego pojęcia i to tym bardziej ją niepokoiło. Co prawda wiedziała, że od wyjazdu Bassów Lilly rozpoczęła współpracę z Bartem, ojcem Chuck'a i stała się jego pełnomocnikiem w Bass Industries, nadzorując wszystko i przesyłając mu co miesięczne raporty, jednak pani van der Woodsen zawsze twierdziła, że nie będzie mieszać życia zawodowego z prywatnym. W takim razie co innego niż interesy mogło nakłonić ją do wydania kolacji razem z tymi całymi... Bassami?

- Cóż, w takim razie myślę, że mama chciała ci po prostu zrobić niespodziankę- podsumowała Elenor a Serena zmarszczyła brwi.
- Niby z jakiej okazji?- spytała i razem z Blair wbiła w panią Waldorf- Rose wyczekujące spojrzenie. Elenor odwróciła wzrok i wyglądała na naprawdę zmieszaną.
- Myślę, że o tym powinnaś raczej przekonać się sama- mruknęła jakby do siebie- przejdźmy do rzeczy praktycznych- zwróciła się do Blair- kochanie, pamiętasz tę sukienkę, która tak ci się podobała na moim pokazie w Mediolanie?
- Tę zieloną, opływową, z satyny podszytej koronką?- Serena z rozbawieniem obserwowała nagłe ożywienie przyjaciółki. Blair kochała modę i wszystko, co się z nią wiązał, traktowała to jak swego rodzaju naukę, sztukę i kulturę w jednym. Co robiła Blair, gdy miała naprawdę zły dzień? Zakupy. Sama kiedyś powiedziała, że ci, którzy twierdzili, że pieniądze szczęścia nie dają po prostu nie wiedzieli, gdzie kupować. Oczywiście żartowała, ale przesłanie było jasne.
- Dokładnie tę- Elenor uśmiechnęła się łagodnie- kazałam uszyć ją na twoją miarę, myślę, że na dzisiejszy wieczór będzie jak znalazł.
- No co ty?- pisnęła Blair, niemal podskakując na krześle z radości- dziękuję!
- Łatwa kobieta- sarknął Aaron, obserwując euforię dziewczyny spod przymrużonych powiek. - dać się tak przekupić za kawałek materiału- pokręcił głową z niedowierzaniem. Blair zmroziła go wzrokiem a Serena spróbowała ukryć uśmiech za zasłoną długich, idealnie już ułożonych, włosów.

Odkąd poznała młodego Rose'a chłopak wzbudził jej sympatię. Blair często się na niego złościła nie dostrzegając nawet,że mimo iż uparcie twierdziła, że nie jest z nim spokrewniona i nie chce mieć z nim nic wspólnego zachowują się jak brat z siostrą, jednak Serenę te ich kłótnie niezmiennie bawiły. Wiedziała, że mimo wszystko bardzo się kochają i już zawsze będą rodzeństwem, czy tego chcieli czy nie.

Wyluzowany styl bycia Aarona zawsze jej imponował, jednak dziś dostrzegła coś jeszcze- jego niesamowitą, egzotyczną urodę, cudowny uśmiech i zmysłową barwę głosu, która wywoływała w niej dreszcze. Nie wstydził się swojego pochodzenia, nie obawiał się na głos wygłaszać swoich poglądów, był szczery, uczciwy i zawsze twierdził, że ślub jego ojca z matką Blair nie sprawi, że nagle staną się elitą. Nigdy też nie starał się do tejże elity należeć, wyznawał własne zasady i według nich funkcjonował. Serenie zawsze kojarzył się z jakąś taką dzikością, wolnością, pędzącym przed siebie wiatrem i słońcem... Może to właśnie dlatego od pięciu lat nie potrafiła pozbyć się tych motylów w brzuchu, które pojawiały się zawsze, gdy go widziała?

Blondynka nie mogła powstrzymać śmiechu na widok miny Aarona, gdy ojciec zdzielił go po głowie. To był jeszcze jeden powód, dla którego chłopak wydawał się jej tak bardzo nęcący- jego poczucie humoru i często komiczne zachowanie, nawet w sytuacjach kryzysowych. Nie znała nikogo, kto mniej przejmowałby się problemami i kto w mniejszym stopniu by owym problemom ulegał.

Aaron był wyjątkowy.


****
Gorące ploteczki najlepiej smakują na zimno ;D

Popołudniu już cały Manhattan huczał od plotek na temat kolejnych imprezowych wyczynów "królowych". Tak tak, Serena i Blair czasami dzieliły się władzą, zwłaszcza, gdy w grę wchodził kac i wspólnie wywołany skandal. Tak było i tym razem, gdy trzymając się za ręce , dumnym krokiem zmierzały do szkoły, podśmiewując się pod nosem ze znaczących spojrzeń ludzi, którzy na ich widok zatrzymywali się na ulicy. 
Były już nieźle spóźnione, ale to nic - dobre wejście zawsze było w modzie a ze swoją pozycją i  wynikami w nauce Blair mogła sobie pozwolić na małe niedociągnięcia. 

 Tuż przy szkole minęła je długa na pół metra, opływowa limuzyn, z której wysiadł nie kto inny, tylko Chuck Bass we własnej osobie. Jak zwykle wyglądał bajecznie z tymi seksownie zmierzwionymi włosami, niesamowitymi, uwodzicielskimi oczami, ponętnymi ustami i w markowej granatowej koszuli, podkreślającej idealnie wyrzeźbione mięśnie klatki piersiowej i brzucha. Oparł się nonszalancko o drzwi wozu, uśmiechając się zadziornie do obu dziewczyn. 

- Cześć piękne- rzucił zaczepnie. Serena przewróciła oczami, ale Blair, ku zaskoczeniu obojga, podeszła do niego, postukując obcasami. 
- Widziałeś Nate'a?- spytała takim tonem, jakby udzielenie odpowiedzi należało do jego najważniejszych obowiązków. 
- Już go zgubiłaś?- zagwizdał przeciągle, udając szczere zaskoczenie- cóż, w takiej sytuacji ja muszę ci wystarczyć- stwierdził z łobuzerskim uśmiechem i wyciągnął w jej stronę dłoń, jakby chciał pogładzić ją po policzku, ale odepchnęła go od siebie zanim w ogóle zdołał jej dotknąć. 
- Gdybym kiedyś niespodziewanie zapragnęła zmieszać się z błotem, zdeptać reputację i pogrzebać marzenia na pewno się do ciebie zgłoszę- ucięła ze słodkim uśmiechem a chłopak tylko pokiwał głową z uznaniem po czym zbliżył się do niej na niebezpieczną odległość. 
- Będę czekać- szepnął, wyraźnie rozbawiony. 

****
Nie ma nic gorszego niż kac na śniadanie, zszargane nerwy na lunch i prostak na kolację.

Po dwóch niesamowicie męczących godzinach angielskiego i tysiącach pytań na temat ich rzekomego związku Blair wraz z Sereną oraz Penelope i Isobell siedziały na głównych schodach Met, popijając odtłuszczone latte. Ściskała w ręku telefon w milczącym oczekiwaniu a każda kolejna sekunda powodowała coraz to większe rozdrażnienie. 
- Po co mu ta komórka, skoro z niej nie korzysta?!- wybuchła wściekła-  w dodatku nie ma go w szkole, co jest kompletnie bez sensu... Przecież nawet nie było go na imprezie!
- To dziwne, bo ja go widziałam- odezwała się nieśmiało Isobell. 
Blair spiorunowała ją spojrzeniem, ale wtedy podbiegł do nich zdyszany brunet, którego z początku nie poznała ze względu na grzywkę, tkwiącą w nieładzie i zakrywającą znaczną część twarzy. Był wysoki,tyczkowaty o bujnych kędziorach, które teraz odgarnął do tyłu odsłaniając piwne oczy spaniela, wpatrujące się w nie z wyraźną obawą. I słusznie, bo Blair właśnie zamierzała rzucić jakąś kąśliwą uwagę, ale ubiegłą ją Serena. 

- Wszystko w porządku?- spytała z uroczym uśmiechem, na co Blair przewróciła oczami. Niespodziewanie chłopak wszedł po schodach, stając tuż obok nich i najwyraźniej kompletnie nie zdając sobie sprawy z tego, że właśnie złamał niepisaną zasadę i dopuścił się zniewagi "instytucji rządzącej". Blair teraz z bliska mogła się przyjrzeć jego znoszonej koszulce polo, przetartym jeansom i dziurawym trampkom. Wiedziała kim jest jeszcze zanim się odezwał.
- Przepraszam, czy wy czasem nie byłyście na imprezie w apartamencie Bassów?- zagadnął. 
- Co za spostrzegawczość- zakpiła Blair, nie mogąc się powstrzymać- skoro już ustaliliśmy różnicę między ludźmi a pasożytami możesz...- Serena przerwała jej jednak, dyskretnie uderzając ją łokciem między żebra. Blair posłała chłopakowi wyjątkowo nieszczery uśmiech. 
- Byłyśmy- potwierdziła blondynka z tym głupim uśmiechem a Blair aż jęknęła w duchu. Nie wiedzieć czemu chłopak przypadł Serenie do gustu. Mimo że widziała go po raz pierwszy na oczy wydawało jej się, że skądś go kojarzy. Poza tym sprawiał wrażenie naprawdę sympatycznego i nie widziała powodu, dla którego miałaby być wobec niego nieuprzejma. 
- Tak wiem... To znaczy.... Chyba was minąłem- zaczął się jąkać a Serena zachichotała. Był taki nieporadny i nieśmiały, co wydała jej się o tyle urocze, że naprawdę nie znała wcześniej nikogo takiego. 
- Nie sądzę- przerwała mu Blair ze słodkim uśmiechem, który tak bardzo kontrastował ze słowami, jakie wydobywały się z jej ust, że chłopak poczuł się jeszcze bardziej onieśmielony o ile to było w ogóle możliwe.- bardzo skrupulatnie omijaliśmy karaluchy na naszej liście gości. 
- W takim razie jednego pominęliście- odparł chłopak pogodnie  a Serena uśmiechnęła się pod nosem. Okey, był onieśmielony, ale nie dał się sprowokować Blair, co było naprawdę nie lada wyczynem, bo niewielu ludziom się to udawało. 

Chłopak wyciągnął dłoń w jej kierunku. 

- Dan Humpfrey- przedstawił się. Serena uścinęła jego dłoń z uprzejmym uśmiechem. 
- A ja jestem... 
- Znudzona? Zniesmaczona?- weszła jej w słowo Blair- śmiało, możesz być szczera. Humpfrey na pewno się nie obrazi. Chodż już- pogoniła przyjaciółkę. 
- Blair to niegrzeczne- zaprotestowała Serena, próbując wyswobodzić się z jej żelaznego uścisku- chciałam się tylko przedstawić. 
- Proszę cię, on doskonale wie, kim jesteś- prychnęła szatynka, przewracając oczami- zapewne każdego wieczoru masturbuje się przed twoim zdjęciem. Poza tym macie razem angielski i matematykę od jakiś trzech lat i uwierz- znajomość z nim nie jest na twojej liście rzeczy do zrobienia przed śmiercią. Chodź już.
Serena posłała mu przepraszający uśmiech ponad ramieniem przyjaciółki i pozwoliła jej się pociągnąć w kierunku szkoły. 

- Nie pamiętasz mnie z imprezy?- zawołał za nią Dan. 
Serena odwróciła się na moment marszcząc brwi. 
- A powinnam?- spytała. 
- Zależy od tego, jak  traktujesz pocałunki z nieznajomym- odpowiedział z lekkim uśmiechem. Serena rozdziawiła usta ze zdziwieniem a Blair przewróciła oczami, siłą zmuszając ją do wejścia do szkoły i kręcąc głową na widok kpiących i zszokowanych spojrzeń innych uczniów. 
- Widzisz? Właśnie przed takim rodzajem kompromitacji moje usta próbowały cię wczoraj uchronić- rzekła z wyższością.
****
Czasem brak wiadomości jest gorsza, niż najgorsza wiadomość na świecie.... 
I na odwrót....

Przez kolejne trzy dni Nate nie dawał znaku życia i Blair naprawdę zaczynała się martwić. Nie było go ani w domu, ani w szkole, ani na siłowni, ani na boisku koszykarskim, które tak przecież zawsze ubóstwiał. Nie odbierał telefonów, nie odpisywał na esemesy a jego rodzice nie mieli pojęcia, gdzie nocuje, wiedzieli tylko tyle, że wciąż jest w Nowym Yorku. Chuck milczał jak zaklęty, ale Blair doskonale widziała, że już uruchomił swoje kontakty, by w cichy i nieinwazyjny sposób odnaleźć przyjaciela, co jeszcze bardziej ją niepokoiło.

W dodatku plotka o rzekomym romansie Sereny z "dzieckiem Brooklynu" obiegła cały Manhattan w mgnieniu oka. Wielu ludzi mówiło też o zdradzie, jakiej dopuściła się względem przyjaciółki/dziewczyny, co obie oczywiście niesamowicie bawiło. 

- Brawo S- zakpiła Blair któregoś leniwego popołudnia, malując paznokcie u stóp przyjaciółki- nie dość, że mnie zdradziłaś to jeszcze  z najgorszym patałachem z możliwych. Serio, powinnam ci tu zrobić jesień średniowiecza, ale z jakiegoś powodu wydaje mi się, że cała ta sytuacja jest dla ciebie swego rodzaju karą.
- Może dlatego, że tylko ty w całej szkole wiesz, że to nieprawda- ucięła Serena, kręcąc głową z rozbawieniem- Odpuść mi, co? I jemu przy okazji też. 
- Jak mogę mu odpuścić?- zawołała Blair w świętym oburzeniu- zniszczył mi życie i odbił dziewczynę. Mój cały świat się zawalił! 

Serena wywróciła oczami.

- Powinien się cieszyć, ma swoje pięć minut sławy- upokorzył królową i zasmakował w Serenie van der Woodsen- stwierdziła Blair, komicznie akcentując nazwisko przyjaciółki- latami będą o tym mówili. 

Serena parsknęła śmiechem i rzuciła w nią poduszką. Blair odrzuciła ją z powrotem na łóżko chichocząc i uniosła do oczu buteleczkę perłowego lakieru do paznokci, krytycznie przekrzywiając głowę. 

- Weź go- zarządziła- będzie pasował idealnie na dzisiejszą kolację u Bassów. 
- A gdzie haczyk?- spytała blondynka, rozbawiona- chcesz, żebym zrobiłą ci masaż stóp, czym może wolisz klasyczny manicure? 
- Hmmm...-Blair udała, że się zastanawia i upiła łyk martini z kieliszka, stojącego przy łóżku- wybieram oba.

****
Budda mawiał, że każdy człowiek, przy odrobinie wysiłku, znajdzie w sobie ujście dla złości i innych złych uczuć, nie raniąc przy tym bliźnich oraz że każdy człowiek potrafi osiągnąć idealne wyciszenie umysłu....
Ale Budda nigdy nie zawitał na Upper East Side.

Wieczorem rodzina Woldorf-Rose, elegancka i szykowna, zawitała do apartamentowca Bassów. Przywitał ich Chuck, ubrany w garnitur i sprawiający wrażenie człowieka o nienagannych manierach, jednak ten złośliwy błysk w oku i kpiarski uśmiech, który posyłał Blair mówiły same za siebie. Wymienili zbędne zdaniem Blair uprzejmości i chłopak poprowadził ich do salonu, odpowiednio udekorowanego na tę okazję. 

Przy długim stole, nakrytym różnego rodzaju daniami w drogiej zastawie czekała już reszta gości. Blair zajęła miejsce pomiędzy matką a ojczymem, przerywając tym samym ich obleśne ślinienie się do siebie i rozejrzała się wokół. Dostrzegła Serenę, siedzącą naprzeciwko ze zdezorientowaną miną a obok jej matkę oraz młodszego brata, Erick'a a także ojca Chuck'a, Barta, oraz Nate'a z rodzicami. Gdy ich oczy się spotkały blondyn natychmiast odwrócił wzrok a Blair zmarszczyła brwi, nie bardzo wiedząc, jak na to zareagować. 

"O co mu do diabła chodzi?!" zastanawiała się gorączkowo a gdy spojrzała na Serenę wiedziała, że i ona się tym niepokoi. 

W tym samym momencie Bart Bass wstał z miejsca, unosząc kieliszek szampana wysoko. 

- Proszę o uwagę- zaczął a jego tubalny głos rozniósł się po salonie niczym w kościelnej auli. Przy stole zaległa cisza. 
- Przede wszystkim pragnę wznieść toast za nasze dzisiejsze spotkanie w tak doborowym towarzystwie- powiedział uroczystym tonem- musicie jednak wiedzieć, że ta kolacja nie została wydana przypadkowo. To jeden z najważniejszych momentów  w moim życiu i chciałem, byście wy wszyscy byli przy tym obecni- odstawił kieliszek na stół i sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki. Po chwili wyciągnął czerwone aksamitne puzderko. Wszyscy wstrzymali oddech, gdy niespodziewanie przyklęknął  na jedno kolano przy matce Sereny i ujął jej dłoń- Lilly Margarett van der Woodsen, kocham cię nad życie miłością czystą i bezgraniczną. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? 

Chuck zakrztusił się winem, które właśnie pił, Blair otworzyła oczy szeroko ze zdumienia a Serena zerwała się z miejsca, gdy jej matka odpowiedziała krótkie: "Tak" i złączyła z Bassem w błogim pocałunku. Blair uśmiechnęła się przepraszająco i popędziła za nią, Nate poszedł w jej ślady a Chuck otarł usta i posłał ojcu sztuczny uśmiech. 

- "Siedem" to podobno szczęśliwa liczba- szepnął mu do ucha złośliwie i ruszył za przyjacielem.

*****
Moment, gdy wyglądasz jak zombie a twój przyjaciel zamiast uciec z krzykiem próbuje ci pomóc jest z pewnością z jednym z ważniejszych doświadczeń twojej młodości.

- Otwórz S, wiem, że tam jesteś- zawołała Blair, dobijając się do drzwi łazienki. Po chwili zamek się przekręcił i w progu stanęła Serena, ze smugami tuszu na całej twarzy.  Jej oczy ciskały błyskawice a usta zaciśnięte były w cienką linię. Bez słowa cofnęła się  w głąb łazienki, przysiadając na brzegu wanny. Blair sięgnęła po chusteczki higieniczne i w milczeniu zaczęła ocierać jej łzy i pozostałości makijażu. 

- Od pół roku moja matka była cała w skowronkach- zaczęła blondynka spuszczając wzrok na swoje spleciona na kolanach dłonie- wiedziałam, że znów chodzi o jakiegoś faceta, opowiadała mi o nim, ale nigdy nie domyśliłabym się, że to jeden z Bassów. I jeszcze te ślub! Nie dała nam czasu, żeby oswoić się z myślą o jakimkolwiek związku z Chuck'iem a tu już trzeba szykować wesele!

Blair uśmiechnęła się smutno, kiwając głową ze zrozumieniem. Przecież sama była w podobnej sytuacji, gdy jej matka postanowiła połączyć dwie, zupełnie różne rodziny.

- Wszystko w porządku?- usłyszały nad głowami a gdy spojrzały w górę ujrzały Nate'a, wpatrującego się w nie ze zmartwioną miną. Serce Blair zabiło mocniej na jego widok.

- Teraz się przejmujesz- prychnęła wyniośle, odrzucając na plecy miękkie loki i obdarzyła go jednym ze swoich pogardliwych spojrzeń spod rzęs- daruj sobie.
- O co ci chodzi?- Nate zmarszczył brwi skonsternowany.
- O co mi chodzi?-krzyknęła Blair w świętym oburzeniu- ty podły...
- Blair?- Serena spojrzała na nią błagalnie- jesteś pewna, że to dobry moment? Najlepiej będzie, jeśli załatwicie to innym...
- Nie odzywasz się przez kilka dni i pytasz o co chodzi?- ofuknęła go dziewczyna, kompletnie ignorując wtrącenie przyjaciółki- no bo to takie normalne, unikać dziewczyny i przyjaciół i udawać, że nic się nie stało. Nie chodzisz do szkoły, nie odbierasz telefonu i nie dajesz znaku życia a ja wychodzę na idiotkę, bo nie wiem, co się z tobą dzieje. Przy stole też unikałeś mojego spojrzenia, ba, nawet nie raczyłeś się odezwać. Miałeś gdzieś to, że się o ciebie zamartwialiśmy. Baliśmy się o ciebie, przerabialiśmy najgorsze z możliwych scenariuszy! A może znowu zacząłeś ćpać, co? To dlatego twoi rodzice nie chcieli nam powiedzieć gdzie jesteś?! Masz w ogóle pojęcie jakie to...
- Przepraszam!- krzyknął i zmierzwił gęste włosy, spuszczając wzrok.

Zaskoczona Blair zamilkła na dobrą minutę a w tym czasie Nate podszedł do niej i delikatnie ścisnął jej drżącą z nerwów dłoń.

- To cudowne, że tak się mną przejmujesz, ale naprawdę nie masz powodu do zmartwienia. Ja po prostu... Przechodzę ostatnio trudny okres, to wszystko.
- Jak to?- teraz to Serena się zaniepokoiła- co się stało Natie?

Nate spojrzał to na jedną to na drugą i w końcu westchnął ciężko.

- Moi rodzice się rozwodzą- wyznał cicho a obie dziewczyny wymieniły zaskoczone spojrzenia. Nie było tajemnicą, że zarówno Patrick jak i Nell nie są wobec siebie uczciwi- średnio co miesiąc zawierali nowe ciekawe znajomości, które osobom postronnym oraz synowi za każdym razem przedstawiali jako wartościowych kontrahentów, ale rozwód...
- Co? Dlaczego...?- zaczęła Blair niepewnie.
- Matka postanowiła odejść od ojca, bo jego firma zbankrutowała- powiedział na jednym wydechu- świetny powód, prawda?- dodał i spróbował się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego raczej grymas, niż cokolwiek innego. Serena zareagowała jako pierwsza i mocno ścisnęła jego dłoń a Blair poszła w jej ślady i uśmiechnęła się łagodnie.

- Musimy pogodzić się z tym, że mamy pokręcone rodziny- powiedziała stanowczo, tak, jak to tylko ona potrafiła- skoro ja radzę sobie z Aaronem i jego upierdliwym tatusiem Serena da radę z nowym obleśnym braciszkiem a Nate z szaloną matką, tak?

Zarówno Nate jak i Serena pomimo trudnej sytuacji wybuchnęli śmiechem. Blair, jej nastawienie do życia, determinacja i wzniosłe przemowy w stylu generała zagrzewającego do wojny zawsze pozytywnie ich nastrajały.

- Co to za terapia grupowa?- odezwał się Chuck Bass, stając w progu łazienki- omija was cała impreza- dodał z kpiarskim uśmiechem.
-Wiesz co to prywatność?- warknęła Blair- wynocha!- krzyknęła i chciała mu zamknąć drzwi przed nosem, ale w ostatniej chwili wsunął nogę między framugę a drzwi, uniemożliwiając jej ten manewr.
- A wy co? Udowadniacie sobie, czym różnią się dziewczynki od chłopców?- zaszydził i niemal siłą wdarł się do środka- chętnie bym dołączył, ale wydaje mi się, że to trochę niegrzeczne, plotkować w mojej łazience przy otwartych drzwiach- podkreślił dwa ostatnie słowa złośliwie- podczas gdy tam toczy się prawdziwa wojna.
- Wojna?- zaniepokoiła się Serena.
- Zabawne, że pytasz. Twój braciszek urządził prawdziwą jesień średniowiecza po czym wziął z ciebie przykład i demonstracyjnie wyszedł.
- Co?- warknęła Serena i ruszyła do drzwi, ale powstrzymał ja stanowczy ucisk Blair.
- Daj spokój, i tak go teraz nie znajdziesz- przekonywała szatynka- to rzogoryczony, niezrozumiany przez matkę czternastolatek, który po porstu musi odreagować. Podobnie jak my.
- Czemu mam wrażenie, że coś planujesz?- podchwycił zaintrygowany Chuck.
- Niczego nie planuję- zaprzeczyła Blair szybko. Być może za szybko, bo oczy Chuck'a niebezpiecznie rozbłysły- po porstu proponuję wieczór w klubie, tańce do białego rana i alkohol.
- Najlepsze lekarstwo na wszystko- podsumował Chuck- czuję się zaproszony.
- To dobrze- odparła Blair ze wspaniałomyślnym uśmiechem, chwyciła Nate'a za rękę i sięgnęła po krawat Chuck'a owijając go sobie wokół nadgarstka jednym zdecydowanym ruchem, po czym pociągnęła obu do wyjścia- bo ty także w tym siedzisz.
- A więc jednak masz jakiś plan!- stwierdził Bass a Blair uśmiechnęła się pod nosem.

B, S i N uratowali przyjaźń, dzięki C, który zorganizował przyjęcie z okazji... Połączenia dwóch rodzin. C i B stają na wojennej ścieżce... Po tej samej stronie? 
Oj, przeczuwam, że ten sojusz nie potrwa długo. Z doświadczenia wiemy, że Bassowie i Waldorfowie  nie dzielą się władzą.

- Dlaczego akurat "Victrola"?- zapytała Serena, rozglądając się wokół. Tancerki erotyczne, striptizerki i  ekskluzywne prostytutki to tylko jedne z atrakcji obok alkoholu, narkotyków i dobrej muzyki, jakie serwował ten klub.
- Mój ojciec jest współwłaścicielem, więc drinki mamy zapewnione bez pokazywania fałszywych dowodów albo uwodzenia barmanów- wyjaśnił Chuck, znacząco spoglądając na obie dziewczyny i przeciskając się pomiędzy tłumem tańczących ludzi, aż wreszcie dotarli do baru.
- A więc twój ojciec jest właścicielem połowy burdeli i klubów nocnych w Nowym Yorku?- prychnęła blondynka z niesmakiem- Serio, mama nie mogła lepiej trafić.
- Cztery krwawe Mary poproszę- zwrócił się Bass do ognistowłosego barmana, po czym znów spojrzał na blondynkę- twoja matka też nie jest cnotką- prychnął- ale nie w tym rzecz. Nie chcesz być moją "siostrzyczką"- tu kpiąco uniósł brew- a choć ja mam to wszystko gdzieś to jednak musimy coś z tym zrobić. Nie pozwolę, żeby po raz kolejny ojciec podporządkowywał nasze życie panience, która za chwilę mu się znudzi.

Serena już chciała coś na to odwarknąć, ale Blair powstrzymała ją ruchem dłoni.

- Widzę, że jeszcze nie jesteś gotowa na "tę" rozmowę- stwierdziła tonem wykwalifikowanej terapeutki i upiła łyk drinka, który barman właśnie przed nią postawił- napijmy się i rozluźnijmy. Ta sprawa niedługo będzie załatwiona.

Całe towarzystwoi poszło za jej radą i już po chwili Nate pociągnął ją na parkiet, Serena zajęła się flirtowaniem z całkiwem przystojnym barmanem a Chuck zagadnął do całkiem niebrzydkiej blondyneczki. Zabawa zaczęła się na dobre.

****

Ukrywana prawda jest często lepiej widoczna niż jawne kłamstwo. 


- Muszę się napić- wyszeptała Blair wprost do ucha Nate'a, gdy wyjątkowo energiczna piosenka dobiegła końca. Rozgrzani, trzymając się za ręce podąrzyli w stronę baru, gdy nagle pomiędzy Sereną a Chuckiem ujrzeli skąpo ubraną Georginę, sączącą martini. Blair już chciała do niej podejść, w końcu od kilku dni z nią nie rozmawiała, ale Nate pociągnął ją za rękę i spróbował zawrócić na parkiet. 
- Chodź, właśnie leci moja ulubiona piosenka...- przekonywał, ale Blair stanowczo wyrwała się z jego uścisku i spojrzała na niego ze zdenerwowaniem. 
- Wcale nie- zaprzeczyła- nie wygłupiaj się, mówiąłm, że chce mi się pić. Georgie!- zawołała i w tym momencie blondyn już wiedział, że jest przegrany. 

Georgina odwróciła się na pięcie a na widok Blair i Nate'a jej oczy rozbłysły. Uściskała Blair i bez słowa podała jej kieliszek, na co ta odpowiedziała wdzięcznym uśmiechem i jednym haustem go opróżniła. 
- Spragniona dziewczyna- skomentował Chuck, na co Blair jedynie wywróciła oczami. 
- Kurczę, teraz do mnie dociera jak dawno was nie widziałam- zaświergotała Georgina, obejmując Serenę i Blair ramionami. 
- Właśnie, gdzie się podziewałaś?- podchwyciła Serena, oddając uścisk. 
- A no wiesz...- zaczęła brunetka, zerkając kątem oka na blondyna, który teraz spuścił wzrok na swoje dłonie- musiałam przedłużyć sobie wakacje. 
- Cóż, widzę, że ci się to przysłużyło- stwierdziła Blair z uśmeichem- masz humor dobry jak nigdy.
- Owszem- powtwierdziła dziewczyna. 
Nate odchrząknął i poprosił barmana i mocnego drinka. Wypił go jednym haustem i zamówił kolejnego. 

- Wszystko w porządku kochanie?- zaniepokoiła się Blair. W oczach Georigny pojawiły się radosne iskierki. 
- Martwisz się tym, że twój chłopak dobrze się bawi?- udała szczere zdziwienie- przecież często mu się to zdarza, zwłaszcza ostatnio- dodała kąśliwie. 
- Martwię się tym, żę próbuje odreagować alkoholem- odgryzła się Blair i objęła chłopaka. 
- Sama mu to doradziłaś- zauważył słusznie Chuck. 
- Ludzie- warknął Archibald zrywając się z miejsca i strzepując z ramion dłonie zaskoczonej Blair- jeśli chcecie o mnie rozmawiać,  jakby mnie tu nie było to może lepiej będzie, jeśli po prostu sobie stąd pójdę. 

Wszyscy ze zdziwieniem poatrzyli jak chłopak szybkim krokem rusza w kierunku męskich toalet. 

- Niektórych potrzeb nie da się oszukać- skomentował Chuck cicho, ale zamilkł pod naporem lodowatego spojrzenia Blair. 
- Na mnie też już pora- swierdziła po chwili Georgina, po czym pożegnałwszy się z przyjaciółkami i młodym Bassem ruszyła w stronę wyjścia. 

Blair wbiła wzrok w blat i nawet Chuck wyglądał na zmartwionego. 

Serena natomiast patrzyła za przyjaciółką, toteż zauważyłą moment, w którym brunetka skręciła w bok i zamiast do wyjścia ruszyła w kierunku korytarza z napisem: "Toalety". 

****

 Jeden błąd możę zaważyć na całym życiu i zmienić je na zawsze... Złaszcza, jeśli powtarzamy go więcej niż jeden raz. 

- Co ty tu robisz?- zdenerwował się Nate na widok Georginy, stojącej przy lustrach- jeszcze ci mało? Czego chcesz? 
- Chcę, żebyś zachowywał się naturalnie- syknęłą przez zęby, podchodząc do niego na odległość pocałunku- chcę, żeby to, co nas łączy poznastało naszą słodką tajemnicą- dodała zalotnie, dotykając jego torsu. Chłopak odskoczył jak oparzony. 
- Nic nas nie łączy- warknął- to byłą jedynie chwila zapomnienia, gdy upiłaś mnie i zaciągnęłaś do łóżka. 
- Jaki niewinny- zacmokała z z udawaną dezaprobatą- ciekawe, czy tak samo pomyśli Blair, gdy pokażę jej to nagranie. 

W tym momencie Nate musiał się powstrzymywać, żeby nie krzyczeć. 

- Zniszczysz waszą przyjaźń dla zemsty?- zapytał z niedowierzaniem- włąśnie tego chcesz? Wiedz, że Blair nigdy ci tego nie daruje a utrata przyjaciół to najdelikatniejsza forma kary, jaka cię za to czeka. 
- Och skarbie- Georgina roześmiała się perliście- w imię miłości robi się głupie rzeczy. Wiesz coś na ten temat, prawda? Mam ci przypomnieć jak dwa lata temu chciałeś się popisać przed tą małą zdzirą i skoczyłeś z klifu, łamiąc przy tym żebra? 
- Czego chcesz?- ponowił pytanie, tym razem zachowując spokój. 
- Chcę ciebie- wyszeptałą i nim zdołał ją powstrzymać pocałowała go gwałtownie. 

Początkowo nie odpowiadał na jej pocałunki, ale alkohol szumiący w głowie zagłuszył zdrowy rozsądek i już po chwili to on przyciskał ją do ściany, to on wplatał palce w jej włosy i to on badał dłońmi całe jej ciało, schodząc z pocałunkami coraz niżej i niżej. Gdy dotarł do najwrażliwszego miejsca Georgina jęknęła gwałtownie, lekko drżąc, ale to tylko jeszcze bardziej go rozochociło. Badał językiem powierzchnię i głębię jej kobiecości i czuł spływające mu po wargach soki- owoc jej podniecenia.

- Proszę cię... Błagam...- jęczała, ale jego zabiegi nie miały prowadzić jej do szczytu, o nie. Zamierzał się z nią droczył, jakby poświadomie odbierał w ten sposób zapłatę za szantaż i zmuszenie do tego, co właśnie robił. Pociągnął delikatnie zębami intymny płatek, wywołując jej głośny krzyk. Przejechał językiem wzdłuż pulsujących fałdek a gdy jęknęła ponownie, ciągnąc go za włosy zatopił język w czeluściach jej kobiecości. 

- AAAAAAAAAAAA......NIE!!! O NIE!!!- wyrwało się z jej ust i zapewne zaniepokoiło ludzi, przechodzących obok, ale w tej chwili żadne z nich się tym nie przejmowało. Wreszcie jej ciałem wstrząsnęły spazmy a jej mięśnie kurczyły się w szaleńczym tempie na jego języku. Oboje jęczeli teraz głośno, ale Nate nie dał żadnemu z nich ani chwili odpoczynku- połączył się z nią w jedno, wywołując jej kolejny wrzask, po czym zaczął się w niej poruszać z szybkością kopulującego królika. 

- O BOŻE! BŁAGAM! NIE! NATE.... NATE.... NIE WYTRZYMAM DŁUŻEJ.... - krzyczała, gwałtownie osiągając spełnienie. 


****

 Czasem bardzo pragniemy poznać prawdę, ale gdy już ją odkryjemy marzymy tylko o tym, by nigdy jej nie usłyszeć.... 
Lub nie zobaczyć. 

Pod byle pretekstem Serena odeszła od baru i skierowała się w stronę toalet. Wiedziała, że coś się święci, ale to, co zobaczyła, przerosło jej najśmielsze oczekiwania... 
Georgie i Nate w gorącej akcji, uprawiający ostry seks w męskiej toalecie? Nie, to przecież niedorzeczne, coś musiało jej się pomylić... A jednak nie mogął zaprzeczyć temu, co widziały jej oczy. Czując ostre mdłości wycofała się gwałtownie i czym prędzej wybiegła z klubu. 

Boże, co z Blair? Jak miała jej powiedzieć, że jej chłopak i przyjaciółka uprawiają namiętny seks tuż pod jej nosem? To było okropne i obrzydliwe... Georgina i Nate... Oni byli zdrajcami. Serenie nie mieściło się to w głowie. Jak oni w ogóle śmieli? I dlaczego ona im w tym nie przeszkodziła, nie dała znać, ze o wszystkim wie, nie zawstydziła? Czemu tam po prostu nie wparowała i nie kazała się tłumaczyć? 

Odpowiedź była prosta:  szok wywołany tym widokiem sprawił, że nie mogła myśleć trzeźwo. To było dla niej za wiele. 

- Serena!- usłyszała a gdy się odwróciła ujrzała Dana, idącego pod rękę z ładną i trochę młodszą od niego blondyneczką. 
- Cześć- przywitała się przyjaźnie i jednocześnie poczuła jakiś taki smutek na myśl o tym, że ta dziewczyna mogłaby być JEGO dziewczyną. Była ładna, słodka i patrzyła na nią z nieukrywaną wrogością. Czy możliwe, żeby byli w takim razie parą?
- Co tu robisz?- zagadnął chłopak, uśmiechając się pod nosem na widok jej "odświętnego" stroju. Dziewczyna zaśmiałą się cicho, zerkając na swoją błękitną, poplamioną martini sukienkę. 
- Uciekłam ze sztywniackiego przyjęcia i trafiłam do największej meliniarni na Manhattanie- wyjaśniła pokrótce- upiłam się i uciekłam przyjaciołom, po czym trafiłam na ulicę, jak zresztą widać na załączonym obrazku. 
- Co jak co, ale nigdy nie spodziewałbym się, żę Serena van der Woodsen okaże się bezdomną uciekinierką- zażartował Dan, wywołując jej perlisty śmiech. Dziewczyna u jego boku odchrząknęła znacząco. 
- Ach tak- zreflektował się brunet- Jenny, myślę, że kojarzysz Serenę. Sereno, poznaj moją młodszą siostrę, Jenny Humpfrey. 
- Miło mi cię poznać- powiedziała Serena uprzejmie i z jakiegoś niewytłumaczalnego dla niej powodu odetchnęła z ulgą. Byli spokrewinieni, co kategorycznie wykluczało możliwość tworzenia jakichkolwiek intymnych związków, prawda?
Jenny odpowiedziała jedynie mało przekonującym uśmeichem i spuściła wzrok na swoje nieco podniszczone balerinki. 
- No tak...- westchnął Dan, najwyraźniej wyczuwając w piwetrzu napiętą atmosferę- wiesz... Mamy ze sobą mrożoną pizzę i zapas coli na tydzień. Skusisz się?- zapytał Serenę z nieśmiałym uśmiechem. Ta jedynie pokręciła głową przepraszająco. 
- Raczej nie mogę tu zostawić przyjaciół- wyjaśniła- zginą beze mnie- zaśmiała się, ale jakoś tak bez wesołości. Dan skinął głową z miną świadczącą o tym, żę dokładnie takiej odpowiedzi się spodziewał i pociągnął siostrę na drugą stronę ulicy, rzucając krótkie" Do zobaczenia". Pewnie pomyślał, że go zwyczajnie spławiła a ona naprawdę...

Pod wpływem impulsu Serena pobiegła za nim i chwyciła go za rękę, tym samym zatrzymując. 

- Dziś nie mogę, ale co powiesz na piątek wieczór?- spytała na jedny wydechu- powiedzmy o dwudziestej? 

Dan uśmiechnął się szeroko. 

- Z wielką przyjemnością. 

****

 Czasem nawet najbardziej skłócone królestwa stają razem do walki w imię Wyższego Dobra... 
Lub Zła. 

Gdy Serena wróciła do klubu Chuck i Blair ściskali swoje dłonie niczym kontrahenci, podpisujący intrantny kontrakt. Serena zmarszczyła brwi, podchodząc do nich. 
- Co się dzieje?- zapytała zaciekawiona. 
- Och S, wiele cię ominęło- rzekła Blair przeciągając głoski i uśmiechając się słodko, a w jej oczach pojawiły się tajemnicze i wielce niepokojące iskierki. Gdy podobną minę blondynka dostrzegła u Chuck'a już wiedziała, że tych dwoje właśnie połączyło siły ciemności w jakiejś ważniejszej sprawie. 
- Co się dzieje?- ponowiła pytanie, zaniepokojona rozwojem sytuacji. 

Blair zbliżyła się do przyjaciółki. Z jej twarzy nei schodził zagadkowy uśmeich. 

- Co byś powiedziała, gdyby okazało się, że możesz rozwiązać wszystkie swoje problemy?- spytała tajemniczo.

2 komentarze:

  1. Zaczyna mi brakować słów, którymi mogłabym cię pochwalić, bo ponownie zachwyciłaś mnie rozdziałem ♥ To jest niesamowite! Świetnie oddajesz klimat plotkary, te wszystkie zagadki i intrygi :3 Więc Bass oświadczył się Lily na przyjęciu, a reakcja ich dzieci była po prostu bezcenna XD Współczuję Serenie i jej bratu tego, że nawet nie mieli pojęcia, że ich matka ma kogoś, a tu nagle ślub. A Chuck też się z tego nie cieszy i przeczuwam, że wspólnie spróbują ich powstrzymać. Zresztą na to wskazuje końcówka rozdziału :) Uwielbiam, kiedy wszyscy zaczynają coś knuć i niszczyć to, co im się nie podoba :D Jestem ciekawa, czy dojdzie do ślubu matki Sereny i ojca Chucka... Georgina i Nate przyłapani przez Serenę w toalecie- No to ładnie xD Ciekawe, co ona zrobi z tą wiedzą i czy powie Blair. Powinna, bo to jej przyjaciółka i ma prawo znać prawdę, co jej chłopak wyrabia. Danowi spodobała się Serena i już się umówili, co mnie cieszy, bo podobali mi się jako para ♥ Jestem strasznie ciekawa, co Chuck z Blair wykombinowali, bo zapowiada się kolejna genialna intryga :D Wyczekuję kolejnej notki :* Kochana, to ja ci dziękuję za to, że mogę czytać twoją niesamowitą twórczość, bo sprawia mi to wielką przyjemność i mam nadzieję, że nigdy nie przestaniesz tworzyć ♥ Ja tu zawsze będę czekać na twoje notki ;*
    Buziaki :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, naprawdę się wzruszyłam, czytając ten komentarz! Bałam się, że scena seksu będzie trochę za ostra i mam nadzieję, że nikogo tym nie zniesmaczylam xD
      Intrygi to oczywiście domena Chuck'a i Blair a ja tylko stworzyłam im do tego odpowiednie podłoże- reszta należy do nich. Co do wątku Nate'a i Blair to odrobinę skomplikowane, podobnie jak stosunek Sereny do tej całej stprawy. Można powiedzieć, że dziewczyna jest między młotem a kowadłem xD

      Nad kolejnym rozdziałem dopiero zaczęłam pracować i na pewno nie pojawi się w tym tygodniu, ale postaram się uporać z tym jak najszybciej ;D

      Bardzo ci dziękuję za komentarz i pamięć i przepraszam po raz kolejny za zaniedbanie twojego cudnego opowiadania (nadrobię to jak najszybciej ;***)

      Pozdrawiam i do następnego :****

      Usuń