wtorek, 30 grudnia 2014

Wznowienie!!!

Postanowiłam dokończyć opowiadanie, które niegdyś spisałam na straty. Może część z was kojarzy historię Draco i Hermiony, którą jakiś czas temu pisałam? Postanowiłam przenieść ją na bloggera i jeśli spotka się z zainteresowaniem czytelników i komentatorów na pewno ją dokończę ;)

SERDECZNIE ZAPRASZAM ;****

http://drink-my-soul-take-my-pain.blogspot.com/

wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 2. W Lesie Sekretów


 To miały być w sumie dwa rozdziały, ale je połączyłam. Mam nadzieję, że się nie zanudzicie i że pozostawicie po sobie komentarze. Nie chcę wam stawiać limitów, jednak jeśli nie będzie żadnego odzewu z waszej strony kolejny rozdział po prostu się nie pojawi. 

P.S Bardzo dziękuję I LoveDamon, mojej pierwszej komentatorce na tym blogu za wsparcie i tyle pięknych słów, które skłoniły mnie do dokończenia tego rozdziału. Jesteś wielka kochana i mam nadzieję, że nie mam zaległości na twoich blogach (sprawdzę to, jak tylko będę miała trochę więcej czasu, czyli raczej po świętach i wtedy nadrobię :****)


Enjoy :*****





Witajcie Upper East Side'rzy. Dziś jest jakoś podejrzanie pusto na szkolnych korytarzach i poza nimi. Czyżbyście leczyli imprezowego  kaca? ;)

A co do wczorajszego/dzisiejszego przyjęcia Chuck'a Bassa- spełniło wasze oczekiwania? 
Ja mam na to tylko dwa słowa  - TOTALNA DEMOLKA!!!

Na szczegóły musicie poczekać do czasu, aż zaleczę objawy poniedziałkowego imprezowania do czwartej nad ranem i wlania w siebie tony martini pięć godzin przed szkołą.

Nie możecie się już doczekać? Zapraszam na przystawkę: 




Smacznego ;))
xOxO Gossip Girl

****


Blair jęknęła cicho i gwałtownie zamrugała powiekami, gdy pierwsze promienie słońca wdarły się przez jedwabne zasłonki, ocieniające okno. Początkowo zdezorientowana spóbowała usiąść, ale cos zdecydowanie przyciskało ją do powierzchni łóżka, nie pozwalając nawet na jeden ruch. Blair jęknęła po raz kolejny łapiąc się za pulsującą bólem głowę.  Wczoraj zdeycydowanie za dużo wypiła, tego była pewna.
Blair była tak otumaniona, że dopiero po chwili dostrzegła przed swoja twarzą czyjeś idealnie wypedikuirowane stopy. Znów spróbowała się poruszyć, ale reszta ciała przyjaciółki skutecznie jej to uniemożliwiła. Blondynka przygniatała ją całym swoim ciężarem a jej długie do nieba nogi, obciążaly jej  klatkę piersiową,  znacznie utrudniając swobodne oddychanie. Blair, rozdrażniona zebrała całą siłę, jaką w sobie miała i zepchnęła dziewczynę powodując, że ta wylądowała na podłodze.
- Co jest?- zdezorientowana Serena zerwała się na równe nogi i zachwiała gwałtownie, w ostatniej chwili lądując na brzegu łóżka. Blair spojrzała spode łba na jej potargane włosy, rozdartą do połowy sukienkę i twarz, umorusaną  krwistoczerwoną szminką i mimowolnie wybuchnęła śmiechem, jednak zaraz tego pożałowała, czując uciążliwe łupanie w czaszce. Jakby czytając jej w myślach Serena chwyciła się za głowę. 
- Ała- jęknęła zachrypnięta- co do...
- Wczoraj poszalałyśmy- stwierdziła Blair i sięgnęła do szafeczki nocnej, skąd wyjęła pudełko tabletek przeciwbólowych i część podała przyjaciółce, swoją porcję popijając natychmiast wodą  źródlaną. Gdy opróżniła całą butelkę skrzywiła się lekko i otarła usta wierzchem dłoni. 
- Nie pamiętam, żebyśmy jechały do ciebie- powiedziała Serena, niepewnie rozglądając się po sypialni przyjaciółki, utrzymanej w niebiesko-białym tonie. 
- Nic dziwnego. Wiedziałam, że jesteś pijana już w chwili, gdy pocałowałaś tego całego  Humpfrey'a- stwierdziła Blair wyniośle, krzywiąc się z odrazą- potem pochłonęłyśmy tonę martini, whysky i szampana....
- Kogo pocałowałam?- Serena zmarszczyła brwi, bezskutecznie próbując przypomnieć sobie twarz rzeczonego "Humpfrey'a". 
- Spokojnie "S", uratowałam twoją reputację, choć może to skutkować nagłym zainteresowaniem wszystkich okolicznych lesbijek  twoją osobą- na te słowa Serena nie mogła się nie roześmiać. Potem, wyraźnie wykończona padła obok Blair na łóżko i bez wahania objęła ją nogami w pasie, pokładając głowę na jej kształtnych piersiach. 
- Mamusiu, cyca!- zawołała, naśladując pieszczotliwy głosik małego dziecka. Blair wybuchnęła śmiechem. 

****

Kilka przecznic dalej Chuck Bass pieścił nagie ciało słodkiej brunetki, którą najwyraźniej wczoraj zabrał ze sobą z wczorajszej imprezy. Co prawda umknął mu moment, gdy to się stało, ale nie miało to większego znaczenia- nie pamiętał nawet jej imienia i wcale nie chciał tego zmieniać. Bo po co, skoro mimo swojej urody dziewczyna była pospolita jak zimowy śnieg i po wszystkim zamierzał dopilnować, by nie musieć jej więcej oglądać? Takie jak ona nadawały się na jedną noc, nie więcej.
Uśmiechnął się na tę myśl pod nosem, obsypując pocałunkami jej nagą szyję. Musiał przyznać, że nawet po pijaku miał dobry gust, choć oczywiście na tzreźwo wybrałby kogoś, kto mógłby stanowić jakiekolwiek wyzwanie i dawać satysfakcję ze zwycięstwa.
Nie zastanawiając się nad tym dłużej warknął cicho, gdy poczuł jej dłonie w okolicy krocza i jednym precyzyjnym ruchem osiągnął cel swoich zamierzeń.
"Dobrze, że nie ma ojca"- pomyślał, rozpoczynając ich wspólną wędrówkę na szczyt rozkoszy. Nawet Bart nie byłby obojętny na takie natężenie tego typu dźwięków, dochodzące z sypialni jedynaka.


****

Nate był załamany. Nie dość, że miał potwornego kaca to jeszcze nie pamiętał nic z poprzedniego wieczoru. Nic. Kompletna pustka. Za każdym razem, gdy usiłował sobie cokolwiek przypomnieć tylko bardziej bolała go głowa, więc szybko tego zaniechał. 
Ale kilka rzeczy naprawdę nie dawało mu spokoju. Na przykład to jakim cudem znalazł się we własnym łóżku kompletnie nagi pod jedwabistą narzutą, przesyconą obcym, kobiecym zapachem? A może tylko mu się tak zdawało? Właściwie to w tej chwili był tak bardzo zdezorientowany, że niczego nie mógł byc pewien.
A tak właściwie to gdzie byli jego rodzice teraz, gdy potrzebował ich by się dowiedzieć, co tu jest grane? A może to dobrze, że jednak ich nie było? Nie miał pojęcia. 
Jedną z ostatnich rzeczy, jaka przychodziła mu do głowy, gdy myślał o wczorajszej imprezie był taniec z Georginą. Ich zmysłowo ocierające się o siebie ciała, jej zapach i to potworne wirowanie w głowie a potem... No właśnie, co potem? To kolejna rzecz, której musiał się dowiedzieć. 
W ogólnym bałaganie, panującym w pokoju odnalazł telefon i aż jęknął, mierzwiąc włosy. Dzwadzieścia nieodebranych połączeń od Blair , wiadomość głosowa od Chuck'a i dwa esemesy od Sereny. 

"Gdzie ty się do cholery podziewasz? Bee zaraz wyjdzie z siebie a to na pewno nie skończy się dobrze"

" Omija cię cała zabawa. Twoja strata przyjacielu".

Nate uśmiechnął się mimo woli. Serena nazywała go "przyjacielem" tylko w sytuacjach silnego upojenia alkoholowego, więc musiała być już nieźle wstawiona, gdy pisała te esemesy. A on? Co on robił w tym czasie?
Był tylko jeden sposób, by się tego dowiedzieć. 
Wziął jeden uspokajający wdech, próbując zapanować nad obezwładniającymi go mdłościami i wybrał numer Georginy. Dziewczyna odebrała już po pierwszym sygnale, zupełnie jakby czekała na ten telefon. 
- Musimy się spotkać...

****
Ten moment, gdy odkrywasz, że rodzona matka potrafi być bardziej męcząca niż przyszywana rodzina...

 - Blair, czy ty mnie w ogóle słuchasz?- spytała Elenor Waldorf, rzucając córce rozdrażnione spojrzenie ponad stołem- mam wrażenie, że kompletnie nie interesuje cię to, co do ciebie mówię.
Dziewczyna zamrugała kilkukrotnie i zdezorientowana spojrzała na siedzącą obok przyjaciółkę a potem na rodzinę, a właściwie jej namiastkę, bo odkąd jej ojciec Harold Waldorf odkrył swoją orientacje seksualną i wyjechał do Paryża Blair zyskała łysiejącego ojczyma prawnika- Cyrusa Rose'a i dwójkę upierdliwych braci- dziewiętnastoletniego Aarona i jedenastoletniego Colina. Pierwszy z nich, wyluzowany DJ z podrzędnej jej zdaniem speluny bardzo wczuł się w rolę starszego brata i z lubością uprzykrzał jej życie dzień w dzień, odkąd zamieszkali razem pięć lat temu. Drugi, miłośnik gier play-station, filmów akcji, powieści detektywistycznych  i wszelkich dostępnych rodzajów żelek owocowych był uroczym, choć nieco nadpobudliwym chłopcem, jednak w przeciwieństwie do Aarona miał dobre relacje z przybraną siostrą. Blair niejednokrotnie powtarzała, że z pewnością wiąże się to z tym, że chłopcy nie mieli wspólnej matki- rodzicielka Aarona zginęła w wypadku, gdy chłopiec miał roczek a Colina zostawiła ich tuż po narodzeniu syna. Cyrus pozew o rozwód otrzymał listownie i kilka miesięcy później był już rozwodnikiem. Żaden z jego synów nigdy nie poznał swojej matki, jedyną jej namiastkę odnaleźli w zapracowanej kobiecie sukcesu, jaką była słynna projektantka mody, Elenor Waldorf. I choć Blair naprawdę im współczuła nie rozumiała, dlaczego to właśnie jej matka powinna podzielić swój czas na troje, skoro nawet dla rodzonej córki zawsze miała go za mało.
Czasem  Blair naprawdę szczerze nienawidziła Aarona- tej jego pyszałkowatej, opalonej na brązowo twarzy, kpiącego spojrzenia zielonych oczu i szerokiego uśmiechu, w którym ukazywał swoje śnieżnobiałe zęby. Ile razy miała ochotę mu je wybić?Tymczasem najmłodsza latorośł jakby zupełnie nie przejmując się napięciem, panującym przy stole pochłaniała właśnie trzecią porcję sałatki ziemniaczanej i francuskich rogalików. Blair nigdy nie potrafiła pojąć na jakich zasadach działa metabolizm Colina, w dodatku o ósmej rano. Ona ledwo przełknęła filiżankę herbaty i kilka rogaliczków i czuła się syta, natomiast ten mały z pozoru chłopczyk w tym samym czasie opróżnił ich lodówkę z tygodniowych zapasów żywnościowych. Niewiarygodne.

- Co mówiłaś mamo?-  spytała Blair, starając się przybrać zaciekawiony wyraz twarzy. Tak naprawdę miała to wszystko głęboko w poważaniu. Jej matka, piękna, szanowana i rozchwytywana kobieta sukcesu stała na piedestale świata mody, wyznaczając najnowsze trendy i zupełnie nie wykazywała zainteresowania córką, więc dlaczego ona, Blair Waldorf, miała się nią przejmować? Elenor potrafiła wyjechać w środku roku szkolnego pozostawiając dzieci jedynie pod opieką nadgorliwego Cyrusa i kochającej niani, Doroty. To ona, obok Nate'a i Sereny, była jej powierniczką, strażniczką, przyjaciółką. To ona ją wychowała i okazała jej matczyną troskę w o wiele większym stopniu, niż zimna Elenor  kiedykolwiek. Czasem Blair robiło się niedobrze, gdy uświadamiała sobie, że jej rodzina idealnie wpasowuje się w schemat tych wszystkich spaczonych bogatych rodów, które zamiast spędzać ze sobą czas zarabiają pieniądze a każda minuta to kolejny milion w portfelu.

- Mówiłam o kolacji, na którą zaprosiła nas Lilly- Elenor uniosła głowę z wyraźną urazą.
- Moja mama wydaje przyjęcie?- zdziwiła się Serena.
- Właściwie to nie ona, tylko Bassowie- sprostowała pani Waldorf- Rose- nic nie wiedziałaś?

Nie, Serena nie miała o tym zielonego pojęcia i to tym bardziej ją niepokoiło. Co prawda wiedziała, że od wyjazdu Bassów Lilly rozpoczęła współpracę z Bartem, ojcem Chuck'a i stała się jego pełnomocnikiem w Bass Industries, nadzorując wszystko i przesyłając mu co miesięczne raporty, jednak pani van der Woodsen zawsze twierdziła, że nie będzie mieszać życia zawodowego z prywatnym. W takim razie co innego niż interesy mogło nakłonić ją do wydania kolacji razem z tymi całymi... Bassami?

- Cóż, w takim razie myślę, że mama chciała ci po prostu zrobić niespodziankę- podsumowała Elenor a Serena zmarszczyła brwi.
- Niby z jakiej okazji?- spytała i razem z Blair wbiła w panią Waldorf- Rose wyczekujące spojrzenie. Elenor odwróciła wzrok i wyglądała na naprawdę zmieszaną.
- Myślę, że o tym powinnaś raczej przekonać się sama- mruknęła jakby do siebie- przejdźmy do rzeczy praktycznych- zwróciła się do Blair- kochanie, pamiętasz tę sukienkę, która tak ci się podobała na moim pokazie w Mediolanie?
- Tę zieloną, opływową, z satyny podszytej koronką?- Serena z rozbawieniem obserwowała nagłe ożywienie przyjaciółki. Blair kochała modę i wszystko, co się z nią wiązał, traktowała to jak swego rodzaju naukę, sztukę i kulturę w jednym. Co robiła Blair, gdy miała naprawdę zły dzień? Zakupy. Sama kiedyś powiedziała, że ci, którzy twierdzili, że pieniądze szczęścia nie dają po prostu nie wiedzieli, gdzie kupować. Oczywiście żartowała, ale przesłanie było jasne.
- Dokładnie tę- Elenor uśmiechnęła się łagodnie- kazałam uszyć ją na twoją miarę, myślę, że na dzisiejszy wieczór będzie jak znalazł.
- No co ty?- pisnęła Blair, niemal podskakując na krześle z radości- dziękuję!
- Łatwa kobieta- sarknął Aaron, obserwując euforię dziewczyny spod przymrużonych powiek. - dać się tak przekupić za kawałek materiału- pokręcił głową z niedowierzaniem. Blair zmroziła go wzrokiem a Serena spróbowała ukryć uśmiech za zasłoną długich, idealnie już ułożonych, włosów.

Odkąd poznała młodego Rose'a chłopak wzbudził jej sympatię. Blair często się na niego złościła nie dostrzegając nawet,że mimo iż uparcie twierdziła, że nie jest z nim spokrewniona i nie chce mieć z nim nic wspólnego zachowują się jak brat z siostrą, jednak Serenę te ich kłótnie niezmiennie bawiły. Wiedziała, że mimo wszystko bardzo się kochają i już zawsze będą rodzeństwem, czy tego chcieli czy nie.

Wyluzowany styl bycia Aarona zawsze jej imponował, jednak dziś dostrzegła coś jeszcze- jego niesamowitą, egzotyczną urodę, cudowny uśmiech i zmysłową barwę głosu, która wywoływała w niej dreszcze. Nie wstydził się swojego pochodzenia, nie obawiał się na głos wygłaszać swoich poglądów, był szczery, uczciwy i zawsze twierdził, że ślub jego ojca z matką Blair nie sprawi, że nagle staną się elitą. Nigdy też nie starał się do tejże elity należeć, wyznawał własne zasady i według nich funkcjonował. Serenie zawsze kojarzył się z jakąś taką dzikością, wolnością, pędzącym przed siebie wiatrem i słońcem... Może to właśnie dlatego od pięciu lat nie potrafiła pozbyć się tych motylów w brzuchu, które pojawiały się zawsze, gdy go widziała?

Blondynka nie mogła powstrzymać śmiechu na widok miny Aarona, gdy ojciec zdzielił go po głowie. To był jeszcze jeden powód, dla którego chłopak wydawał się jej tak bardzo nęcący- jego poczucie humoru i często komiczne zachowanie, nawet w sytuacjach kryzysowych. Nie znała nikogo, kto mniej przejmowałby się problemami i kto w mniejszym stopniu by owym problemom ulegał.

Aaron był wyjątkowy.


****
Gorące ploteczki najlepiej smakują na zimno ;D

Popołudniu już cały Manhattan huczał od plotek na temat kolejnych imprezowych wyczynów "królowych". Tak tak, Serena i Blair czasami dzieliły się władzą, zwłaszcza, gdy w grę wchodził kac i wspólnie wywołany skandal. Tak było i tym razem, gdy trzymając się za ręce , dumnym krokiem zmierzały do szkoły, podśmiewując się pod nosem ze znaczących spojrzeń ludzi, którzy na ich widok zatrzymywali się na ulicy. 
Były już nieźle spóźnione, ale to nic - dobre wejście zawsze było w modzie a ze swoją pozycją i  wynikami w nauce Blair mogła sobie pozwolić na małe niedociągnięcia. 

 Tuż przy szkole minęła je długa na pół metra, opływowa limuzyn, z której wysiadł nie kto inny, tylko Chuck Bass we własnej osobie. Jak zwykle wyglądał bajecznie z tymi seksownie zmierzwionymi włosami, niesamowitymi, uwodzicielskimi oczami, ponętnymi ustami i w markowej granatowej koszuli, podkreślającej idealnie wyrzeźbione mięśnie klatki piersiowej i brzucha. Oparł się nonszalancko o drzwi wozu, uśmiechając się zadziornie do obu dziewczyn. 

- Cześć piękne- rzucił zaczepnie. Serena przewróciła oczami, ale Blair, ku zaskoczeniu obojga, podeszła do niego, postukując obcasami. 
- Widziałeś Nate'a?- spytała takim tonem, jakby udzielenie odpowiedzi należało do jego najważniejszych obowiązków. 
- Już go zgubiłaś?- zagwizdał przeciągle, udając szczere zaskoczenie- cóż, w takiej sytuacji ja muszę ci wystarczyć- stwierdził z łobuzerskim uśmiechem i wyciągnął w jej stronę dłoń, jakby chciał pogładzić ją po policzku, ale odepchnęła go od siebie zanim w ogóle zdołał jej dotknąć. 
- Gdybym kiedyś niespodziewanie zapragnęła zmieszać się z błotem, zdeptać reputację i pogrzebać marzenia na pewno się do ciebie zgłoszę- ucięła ze słodkim uśmiechem a chłopak tylko pokiwał głową z uznaniem po czym zbliżył się do niej na niebezpieczną odległość. 
- Będę czekać- szepnął, wyraźnie rozbawiony. 

****
Nie ma nic gorszego niż kac na śniadanie, zszargane nerwy na lunch i prostak na kolację.

Po dwóch niesamowicie męczących godzinach angielskiego i tysiącach pytań na temat ich rzekomego związku Blair wraz z Sereną oraz Penelope i Isobell siedziały na głównych schodach Met, popijając odtłuszczone latte. Ściskała w ręku telefon w milczącym oczekiwaniu a każda kolejna sekunda powodowała coraz to większe rozdrażnienie. 
- Po co mu ta komórka, skoro z niej nie korzysta?!- wybuchła wściekła-  w dodatku nie ma go w szkole, co jest kompletnie bez sensu... Przecież nawet nie było go na imprezie!
- To dziwne, bo ja go widziałam- odezwała się nieśmiało Isobell. 
Blair spiorunowała ją spojrzeniem, ale wtedy podbiegł do nich zdyszany brunet, którego z początku nie poznała ze względu na grzywkę, tkwiącą w nieładzie i zakrywającą znaczną część twarzy. Był wysoki,tyczkowaty o bujnych kędziorach, które teraz odgarnął do tyłu odsłaniając piwne oczy spaniela, wpatrujące się w nie z wyraźną obawą. I słusznie, bo Blair właśnie zamierzała rzucić jakąś kąśliwą uwagę, ale ubiegłą ją Serena. 

- Wszystko w porządku?- spytała z uroczym uśmiechem, na co Blair przewróciła oczami. Niespodziewanie chłopak wszedł po schodach, stając tuż obok nich i najwyraźniej kompletnie nie zdając sobie sprawy z tego, że właśnie złamał niepisaną zasadę i dopuścił się zniewagi "instytucji rządzącej". Blair teraz z bliska mogła się przyjrzeć jego znoszonej koszulce polo, przetartym jeansom i dziurawym trampkom. Wiedziała kim jest jeszcze zanim się odezwał.
- Przepraszam, czy wy czasem nie byłyście na imprezie w apartamencie Bassów?- zagadnął. 
- Co za spostrzegawczość- zakpiła Blair, nie mogąc się powstrzymać- skoro już ustaliliśmy różnicę między ludźmi a pasożytami możesz...- Serena przerwała jej jednak, dyskretnie uderzając ją łokciem między żebra. Blair posłała chłopakowi wyjątkowo nieszczery uśmiech. 
- Byłyśmy- potwierdziła blondynka z tym głupim uśmiechem a Blair aż jęknęła w duchu. Nie wiedzieć czemu chłopak przypadł Serenie do gustu. Mimo że widziała go po raz pierwszy na oczy wydawało jej się, że skądś go kojarzy. Poza tym sprawiał wrażenie naprawdę sympatycznego i nie widziała powodu, dla którego miałaby być wobec niego nieuprzejma. 
- Tak wiem... To znaczy.... Chyba was minąłem- zaczął się jąkać a Serena zachichotała. Był taki nieporadny i nieśmiały, co wydała jej się o tyle urocze, że naprawdę nie znała wcześniej nikogo takiego. 
- Nie sądzę- przerwała mu Blair ze słodkim uśmiechem, który tak bardzo kontrastował ze słowami, jakie wydobywały się z jej ust, że chłopak poczuł się jeszcze bardziej onieśmielony o ile to było w ogóle możliwe.- bardzo skrupulatnie omijaliśmy karaluchy na naszej liście gości. 
- W takim razie jednego pominęliście- odparł chłopak pogodnie  a Serena uśmiechnęła się pod nosem. Okey, był onieśmielony, ale nie dał się sprowokować Blair, co było naprawdę nie lada wyczynem, bo niewielu ludziom się to udawało. 

Chłopak wyciągnął dłoń w jej kierunku. 

- Dan Humpfrey- przedstawił się. Serena uścinęła jego dłoń z uprzejmym uśmiechem. 
- A ja jestem... 
- Znudzona? Zniesmaczona?- weszła jej w słowo Blair- śmiało, możesz być szczera. Humpfrey na pewno się nie obrazi. Chodż już- pogoniła przyjaciółkę. 
- Blair to niegrzeczne- zaprotestowała Serena, próbując wyswobodzić się z jej żelaznego uścisku- chciałam się tylko przedstawić. 
- Proszę cię, on doskonale wie, kim jesteś- prychnęła szatynka, przewracając oczami- zapewne każdego wieczoru masturbuje się przed twoim zdjęciem. Poza tym macie razem angielski i matematykę od jakiś trzech lat i uwierz- znajomość z nim nie jest na twojej liście rzeczy do zrobienia przed śmiercią. Chodź już.
Serena posłała mu przepraszający uśmiech ponad ramieniem przyjaciółki i pozwoliła jej się pociągnąć w kierunku szkoły. 

- Nie pamiętasz mnie z imprezy?- zawołał za nią Dan. 
Serena odwróciła się na moment marszcząc brwi. 
- A powinnam?- spytała. 
- Zależy od tego, jak  traktujesz pocałunki z nieznajomym- odpowiedział z lekkim uśmiechem. Serena rozdziawiła usta ze zdziwieniem a Blair przewróciła oczami, siłą zmuszając ją do wejścia do szkoły i kręcąc głową na widok kpiących i zszokowanych spojrzeń innych uczniów. 
- Widzisz? Właśnie przed takim rodzajem kompromitacji moje usta próbowały cię wczoraj uchronić- rzekła z wyższością.
****
Czasem brak wiadomości jest gorsza, niż najgorsza wiadomość na świecie.... 
I na odwrót....

Przez kolejne trzy dni Nate nie dawał znaku życia i Blair naprawdę zaczynała się martwić. Nie było go ani w domu, ani w szkole, ani na siłowni, ani na boisku koszykarskim, które tak przecież zawsze ubóstwiał. Nie odbierał telefonów, nie odpisywał na esemesy a jego rodzice nie mieli pojęcia, gdzie nocuje, wiedzieli tylko tyle, że wciąż jest w Nowym Yorku. Chuck milczał jak zaklęty, ale Blair doskonale widziała, że już uruchomił swoje kontakty, by w cichy i nieinwazyjny sposób odnaleźć przyjaciela, co jeszcze bardziej ją niepokoiło.

W dodatku plotka o rzekomym romansie Sereny z "dzieckiem Brooklynu" obiegła cały Manhattan w mgnieniu oka. Wielu ludzi mówiło też o zdradzie, jakiej dopuściła się względem przyjaciółki/dziewczyny, co obie oczywiście niesamowicie bawiło. 

- Brawo S- zakpiła Blair któregoś leniwego popołudnia, malując paznokcie u stóp przyjaciółki- nie dość, że mnie zdradziłaś to jeszcze  z najgorszym patałachem z możliwych. Serio, powinnam ci tu zrobić jesień średniowiecza, ale z jakiegoś powodu wydaje mi się, że cała ta sytuacja jest dla ciebie swego rodzaju karą.
- Może dlatego, że tylko ty w całej szkole wiesz, że to nieprawda- ucięła Serena, kręcąc głową z rozbawieniem- Odpuść mi, co? I jemu przy okazji też. 
- Jak mogę mu odpuścić?- zawołała Blair w świętym oburzeniu- zniszczył mi życie i odbił dziewczynę. Mój cały świat się zawalił! 

Serena wywróciła oczami.

- Powinien się cieszyć, ma swoje pięć minut sławy- upokorzył królową i zasmakował w Serenie van der Woodsen- stwierdziła Blair, komicznie akcentując nazwisko przyjaciółki- latami będą o tym mówili. 

Serena parsknęła śmiechem i rzuciła w nią poduszką. Blair odrzuciła ją z powrotem na łóżko chichocząc i uniosła do oczu buteleczkę perłowego lakieru do paznokci, krytycznie przekrzywiając głowę. 

- Weź go- zarządziła- będzie pasował idealnie na dzisiejszą kolację u Bassów. 
- A gdzie haczyk?- spytała blondynka, rozbawiona- chcesz, żebym zrobiłą ci masaż stóp, czym może wolisz klasyczny manicure? 
- Hmmm...-Blair udała, że się zastanawia i upiła łyk martini z kieliszka, stojącego przy łóżku- wybieram oba.

****
Budda mawiał, że każdy człowiek, przy odrobinie wysiłku, znajdzie w sobie ujście dla złości i innych złych uczuć, nie raniąc przy tym bliźnich oraz że każdy człowiek potrafi osiągnąć idealne wyciszenie umysłu....
Ale Budda nigdy nie zawitał na Upper East Side.

Wieczorem rodzina Woldorf-Rose, elegancka i szykowna, zawitała do apartamentowca Bassów. Przywitał ich Chuck, ubrany w garnitur i sprawiający wrażenie człowieka o nienagannych manierach, jednak ten złośliwy błysk w oku i kpiarski uśmiech, który posyłał Blair mówiły same za siebie. Wymienili zbędne zdaniem Blair uprzejmości i chłopak poprowadził ich do salonu, odpowiednio udekorowanego na tę okazję. 

Przy długim stole, nakrytym różnego rodzaju daniami w drogiej zastawie czekała już reszta gości. Blair zajęła miejsce pomiędzy matką a ojczymem, przerywając tym samym ich obleśne ślinienie się do siebie i rozejrzała się wokół. Dostrzegła Serenę, siedzącą naprzeciwko ze zdezorientowaną miną a obok jej matkę oraz młodszego brata, Erick'a a także ojca Chuck'a, Barta, oraz Nate'a z rodzicami. Gdy ich oczy się spotkały blondyn natychmiast odwrócił wzrok a Blair zmarszczyła brwi, nie bardzo wiedząc, jak na to zareagować. 

"O co mu do diabła chodzi?!" zastanawiała się gorączkowo a gdy spojrzała na Serenę wiedziała, że i ona się tym niepokoi. 

W tym samym momencie Bart Bass wstał z miejsca, unosząc kieliszek szampana wysoko. 

- Proszę o uwagę- zaczął a jego tubalny głos rozniósł się po salonie niczym w kościelnej auli. Przy stole zaległa cisza. 
- Przede wszystkim pragnę wznieść toast za nasze dzisiejsze spotkanie w tak doborowym towarzystwie- powiedział uroczystym tonem- musicie jednak wiedzieć, że ta kolacja nie została wydana przypadkowo. To jeden z najważniejszych momentów  w moim życiu i chciałem, byście wy wszyscy byli przy tym obecni- odstawił kieliszek na stół i sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki. Po chwili wyciągnął czerwone aksamitne puzderko. Wszyscy wstrzymali oddech, gdy niespodziewanie przyklęknął  na jedno kolano przy matce Sereny i ujął jej dłoń- Lilly Margarett van der Woodsen, kocham cię nad życie miłością czystą i bezgraniczną. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? 

Chuck zakrztusił się winem, które właśnie pił, Blair otworzyła oczy szeroko ze zdumienia a Serena zerwała się z miejsca, gdy jej matka odpowiedziała krótkie: "Tak" i złączyła z Bassem w błogim pocałunku. Blair uśmiechnęła się przepraszająco i popędziła za nią, Nate poszedł w jej ślady a Chuck otarł usta i posłał ojcu sztuczny uśmiech. 

- "Siedem" to podobno szczęśliwa liczba- szepnął mu do ucha złośliwie i ruszył za przyjacielem.

*****
Moment, gdy wyglądasz jak zombie a twój przyjaciel zamiast uciec z krzykiem próbuje ci pomóc jest z pewnością z jednym z ważniejszych doświadczeń twojej młodości.

- Otwórz S, wiem, że tam jesteś- zawołała Blair, dobijając się do drzwi łazienki. Po chwili zamek się przekręcił i w progu stanęła Serena, ze smugami tuszu na całej twarzy.  Jej oczy ciskały błyskawice a usta zaciśnięte były w cienką linię. Bez słowa cofnęła się  w głąb łazienki, przysiadając na brzegu wanny. Blair sięgnęła po chusteczki higieniczne i w milczeniu zaczęła ocierać jej łzy i pozostałości makijażu. 

- Od pół roku moja matka była cała w skowronkach- zaczęła blondynka spuszczając wzrok na swoje spleciona na kolanach dłonie- wiedziałam, że znów chodzi o jakiegoś faceta, opowiadała mi o nim, ale nigdy nie domyśliłabym się, że to jeden z Bassów. I jeszcze te ślub! Nie dała nam czasu, żeby oswoić się z myślą o jakimkolwiek związku z Chuck'iem a tu już trzeba szykować wesele!

Blair uśmiechnęła się smutno, kiwając głową ze zrozumieniem. Przecież sama była w podobnej sytuacji, gdy jej matka postanowiła połączyć dwie, zupełnie różne rodziny.

- Wszystko w porządku?- usłyszały nad głowami a gdy spojrzały w górę ujrzały Nate'a, wpatrującego się w nie ze zmartwioną miną. Serce Blair zabiło mocniej na jego widok.

- Teraz się przejmujesz- prychnęła wyniośle, odrzucając na plecy miękkie loki i obdarzyła go jednym ze swoich pogardliwych spojrzeń spod rzęs- daruj sobie.
- O co ci chodzi?- Nate zmarszczył brwi skonsternowany.
- O co mi chodzi?-krzyknęła Blair w świętym oburzeniu- ty podły...
- Blair?- Serena spojrzała na nią błagalnie- jesteś pewna, że to dobry moment? Najlepiej będzie, jeśli załatwicie to innym...
- Nie odzywasz się przez kilka dni i pytasz o co chodzi?- ofuknęła go dziewczyna, kompletnie ignorując wtrącenie przyjaciółki- no bo to takie normalne, unikać dziewczyny i przyjaciół i udawać, że nic się nie stało. Nie chodzisz do szkoły, nie odbierasz telefonu i nie dajesz znaku życia a ja wychodzę na idiotkę, bo nie wiem, co się z tobą dzieje. Przy stole też unikałeś mojego spojrzenia, ba, nawet nie raczyłeś się odezwać. Miałeś gdzieś to, że się o ciebie zamartwialiśmy. Baliśmy się o ciebie, przerabialiśmy najgorsze z możliwych scenariuszy! A może znowu zacząłeś ćpać, co? To dlatego twoi rodzice nie chcieli nam powiedzieć gdzie jesteś?! Masz w ogóle pojęcie jakie to...
- Przepraszam!- krzyknął i zmierzwił gęste włosy, spuszczając wzrok.

Zaskoczona Blair zamilkła na dobrą minutę a w tym czasie Nate podszedł do niej i delikatnie ścisnął jej drżącą z nerwów dłoń.

- To cudowne, że tak się mną przejmujesz, ale naprawdę nie masz powodu do zmartwienia. Ja po prostu... Przechodzę ostatnio trudny okres, to wszystko.
- Jak to?- teraz to Serena się zaniepokoiła- co się stało Natie?

Nate spojrzał to na jedną to na drugą i w końcu westchnął ciężko.

- Moi rodzice się rozwodzą- wyznał cicho a obie dziewczyny wymieniły zaskoczone spojrzenia. Nie było tajemnicą, że zarówno Patrick jak i Nell nie są wobec siebie uczciwi- średnio co miesiąc zawierali nowe ciekawe znajomości, które osobom postronnym oraz synowi za każdym razem przedstawiali jako wartościowych kontrahentów, ale rozwód...
- Co? Dlaczego...?- zaczęła Blair niepewnie.
- Matka postanowiła odejść od ojca, bo jego firma zbankrutowała- powiedział na jednym wydechu- świetny powód, prawda?- dodał i spróbował się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego raczej grymas, niż cokolwiek innego. Serena zareagowała jako pierwsza i mocno ścisnęła jego dłoń a Blair poszła w jej ślady i uśmiechnęła się łagodnie.

- Musimy pogodzić się z tym, że mamy pokręcone rodziny- powiedziała stanowczo, tak, jak to tylko ona potrafiła- skoro ja radzę sobie z Aaronem i jego upierdliwym tatusiem Serena da radę z nowym obleśnym braciszkiem a Nate z szaloną matką, tak?

Zarówno Nate jak i Serena pomimo trudnej sytuacji wybuchnęli śmiechem. Blair, jej nastawienie do życia, determinacja i wzniosłe przemowy w stylu generała zagrzewającego do wojny zawsze pozytywnie ich nastrajały.

- Co to za terapia grupowa?- odezwał się Chuck Bass, stając w progu łazienki- omija was cała impreza- dodał z kpiarskim uśmiechem.
-Wiesz co to prywatność?- warknęła Blair- wynocha!- krzyknęła i chciała mu zamknąć drzwi przed nosem, ale w ostatniej chwili wsunął nogę między framugę a drzwi, uniemożliwiając jej ten manewr.
- A wy co? Udowadniacie sobie, czym różnią się dziewczynki od chłopców?- zaszydził i niemal siłą wdarł się do środka- chętnie bym dołączył, ale wydaje mi się, że to trochę niegrzeczne, plotkować w mojej łazience przy otwartych drzwiach- podkreślił dwa ostatnie słowa złośliwie- podczas gdy tam toczy się prawdziwa wojna.
- Wojna?- zaniepokoiła się Serena.
- Zabawne, że pytasz. Twój braciszek urządził prawdziwą jesień średniowiecza po czym wziął z ciebie przykład i demonstracyjnie wyszedł.
- Co?- warknęła Serena i ruszyła do drzwi, ale powstrzymał ja stanowczy ucisk Blair.
- Daj spokój, i tak go teraz nie znajdziesz- przekonywała szatynka- to rzogoryczony, niezrozumiany przez matkę czternastolatek, który po porstu musi odreagować. Podobnie jak my.
- Czemu mam wrażenie, że coś planujesz?- podchwycił zaintrygowany Chuck.
- Niczego nie planuję- zaprzeczyła Blair szybko. Być może za szybko, bo oczy Chuck'a niebezpiecznie rozbłysły- po porstu proponuję wieczór w klubie, tańce do białego rana i alkohol.
- Najlepsze lekarstwo na wszystko- podsumował Chuck- czuję się zaproszony.
- To dobrze- odparła Blair ze wspaniałomyślnym uśmiechem, chwyciła Nate'a za rękę i sięgnęła po krawat Chuck'a owijając go sobie wokół nadgarstka jednym zdecydowanym ruchem, po czym pociągnęła obu do wyjścia- bo ty także w tym siedzisz.
- A więc jednak masz jakiś plan!- stwierdził Bass a Blair uśmiechnęła się pod nosem.

B, S i N uratowali przyjaźń, dzięki C, który zorganizował przyjęcie z okazji... Połączenia dwóch rodzin. C i B stają na wojennej ścieżce... Po tej samej stronie? 
Oj, przeczuwam, że ten sojusz nie potrwa długo. Z doświadczenia wiemy, że Bassowie i Waldorfowie  nie dzielą się władzą.

- Dlaczego akurat "Victrola"?- zapytała Serena, rozglądając się wokół. Tancerki erotyczne, striptizerki i  ekskluzywne prostytutki to tylko jedne z atrakcji obok alkoholu, narkotyków i dobrej muzyki, jakie serwował ten klub.
- Mój ojciec jest współwłaścicielem, więc drinki mamy zapewnione bez pokazywania fałszywych dowodów albo uwodzenia barmanów- wyjaśnił Chuck, znacząco spoglądając na obie dziewczyny i przeciskając się pomiędzy tłumem tańczących ludzi, aż wreszcie dotarli do baru.
- A więc twój ojciec jest właścicielem połowy burdeli i klubów nocnych w Nowym Yorku?- prychnęła blondynka z niesmakiem- Serio, mama nie mogła lepiej trafić.
- Cztery krwawe Mary poproszę- zwrócił się Bass do ognistowłosego barmana, po czym znów spojrzał na blondynkę- twoja matka też nie jest cnotką- prychnął- ale nie w tym rzecz. Nie chcesz być moją "siostrzyczką"- tu kpiąco uniósł brew- a choć ja mam to wszystko gdzieś to jednak musimy coś z tym zrobić. Nie pozwolę, żeby po raz kolejny ojciec podporządkowywał nasze życie panience, która za chwilę mu się znudzi.

Serena już chciała coś na to odwarknąć, ale Blair powstrzymała ją ruchem dłoni.

- Widzę, że jeszcze nie jesteś gotowa na "tę" rozmowę- stwierdziła tonem wykwalifikowanej terapeutki i upiła łyk drinka, który barman właśnie przed nią postawił- napijmy się i rozluźnijmy. Ta sprawa niedługo będzie załatwiona.

Całe towarzystwoi poszło za jej radą i już po chwili Nate pociągnął ją na parkiet, Serena zajęła się flirtowaniem z całkiwem przystojnym barmanem a Chuck zagadnął do całkiem niebrzydkiej blondyneczki. Zabawa zaczęła się na dobre.

****

Ukrywana prawda jest często lepiej widoczna niż jawne kłamstwo. 


- Muszę się napić- wyszeptała Blair wprost do ucha Nate'a, gdy wyjątkowo energiczna piosenka dobiegła końca. Rozgrzani, trzymając się za ręce podąrzyli w stronę baru, gdy nagle pomiędzy Sereną a Chuckiem ujrzeli skąpo ubraną Georginę, sączącą martini. Blair już chciała do niej podejść, w końcu od kilku dni z nią nie rozmawiała, ale Nate pociągnął ją za rękę i spróbował zawrócić na parkiet. 
- Chodź, właśnie leci moja ulubiona piosenka...- przekonywał, ale Blair stanowczo wyrwała się z jego uścisku i spojrzała na niego ze zdenerwowaniem. 
- Wcale nie- zaprzeczyła- nie wygłupiaj się, mówiąłm, że chce mi się pić. Georgie!- zawołała i w tym momencie blondyn już wiedział, że jest przegrany. 

Georgina odwróciła się na pięcie a na widok Blair i Nate'a jej oczy rozbłysły. Uściskała Blair i bez słowa podała jej kieliszek, na co ta odpowiedziała wdzięcznym uśmiechem i jednym haustem go opróżniła. 
- Spragniona dziewczyna- skomentował Chuck, na co Blair jedynie wywróciła oczami. 
- Kurczę, teraz do mnie dociera jak dawno was nie widziałam- zaświergotała Georgina, obejmując Serenę i Blair ramionami. 
- Właśnie, gdzie się podziewałaś?- podchwyciła Serena, oddając uścisk. 
- A no wiesz...- zaczęła brunetka, zerkając kątem oka na blondyna, który teraz spuścił wzrok na swoje dłonie- musiałam przedłużyć sobie wakacje. 
- Cóż, widzę, że ci się to przysłużyło- stwierdziła Blair z uśmeichem- masz humor dobry jak nigdy.
- Owszem- powtwierdziła dziewczyna. 
Nate odchrząknął i poprosił barmana i mocnego drinka. Wypił go jednym haustem i zamówił kolejnego. 

- Wszystko w porządku kochanie?- zaniepokoiła się Blair. W oczach Georigny pojawiły się radosne iskierki. 
- Martwisz się tym, że twój chłopak dobrze się bawi?- udała szczere zdziwienie- przecież często mu się to zdarza, zwłaszcza ostatnio- dodała kąśliwie. 
- Martwię się tym, żę próbuje odreagować alkoholem- odgryzła się Blair i objęła chłopaka. 
- Sama mu to doradziłaś- zauważył słusznie Chuck. 
- Ludzie- warknął Archibald zrywając się z miejsca i strzepując z ramion dłonie zaskoczonej Blair- jeśli chcecie o mnie rozmawiać,  jakby mnie tu nie było to może lepiej będzie, jeśli po prostu sobie stąd pójdę. 

Wszyscy ze zdziwieniem poatrzyli jak chłopak szybkim krokem rusza w kierunku męskich toalet. 

- Niektórych potrzeb nie da się oszukać- skomentował Chuck cicho, ale zamilkł pod naporem lodowatego spojrzenia Blair. 
- Na mnie też już pora- swierdziła po chwili Georgina, po czym pożegnałwszy się z przyjaciółkami i młodym Bassem ruszyła w stronę wyjścia. 

Blair wbiła wzrok w blat i nawet Chuck wyglądał na zmartwionego. 

Serena natomiast patrzyła za przyjaciółką, toteż zauważyłą moment, w którym brunetka skręciła w bok i zamiast do wyjścia ruszyła w kierunku korytarza z napisem: "Toalety". 

****

 Jeden błąd możę zaważyć na całym życiu i zmienić je na zawsze... Złaszcza, jeśli powtarzamy go więcej niż jeden raz. 

- Co ty tu robisz?- zdenerwował się Nate na widok Georginy, stojącej przy lustrach- jeszcze ci mało? Czego chcesz? 
- Chcę, żebyś zachowywał się naturalnie- syknęłą przez zęby, podchodząc do niego na odległość pocałunku- chcę, żeby to, co nas łączy poznastało naszą słodką tajemnicą- dodała zalotnie, dotykając jego torsu. Chłopak odskoczył jak oparzony. 
- Nic nas nie łączy- warknął- to byłą jedynie chwila zapomnienia, gdy upiłaś mnie i zaciągnęłaś do łóżka. 
- Jaki niewinny- zacmokała z z udawaną dezaprobatą- ciekawe, czy tak samo pomyśli Blair, gdy pokażę jej to nagranie. 

W tym momencie Nate musiał się powstrzymywać, żeby nie krzyczeć. 

- Zniszczysz waszą przyjaźń dla zemsty?- zapytał z niedowierzaniem- włąśnie tego chcesz? Wiedz, że Blair nigdy ci tego nie daruje a utrata przyjaciół to najdelikatniejsza forma kary, jaka cię za to czeka. 
- Och skarbie- Georgina roześmiała się perliście- w imię miłości robi się głupie rzeczy. Wiesz coś na ten temat, prawda? Mam ci przypomnieć jak dwa lata temu chciałeś się popisać przed tą małą zdzirą i skoczyłeś z klifu, łamiąc przy tym żebra? 
- Czego chcesz?- ponowił pytanie, tym razem zachowując spokój. 
- Chcę ciebie- wyszeptałą i nim zdołał ją powstrzymać pocałowała go gwałtownie. 

Początkowo nie odpowiadał na jej pocałunki, ale alkohol szumiący w głowie zagłuszył zdrowy rozsądek i już po chwili to on przyciskał ją do ściany, to on wplatał palce w jej włosy i to on badał dłońmi całe jej ciało, schodząc z pocałunkami coraz niżej i niżej. Gdy dotarł do najwrażliwszego miejsca Georgina jęknęła gwałtownie, lekko drżąc, ale to tylko jeszcze bardziej go rozochociło. Badał językiem powierzchnię i głębię jej kobiecości i czuł spływające mu po wargach soki- owoc jej podniecenia.

- Proszę cię... Błagam...- jęczała, ale jego zabiegi nie miały prowadzić jej do szczytu, o nie. Zamierzał się z nią droczył, jakby poświadomie odbierał w ten sposób zapłatę za szantaż i zmuszenie do tego, co właśnie robił. Pociągnął delikatnie zębami intymny płatek, wywołując jej głośny krzyk. Przejechał językiem wzdłuż pulsujących fałdek a gdy jęknęła ponownie, ciągnąc go za włosy zatopił język w czeluściach jej kobiecości. 

- AAAAAAAAAAAA......NIE!!! O NIE!!!- wyrwało się z jej ust i zapewne zaniepokoiło ludzi, przechodzących obok, ale w tej chwili żadne z nich się tym nie przejmowało. Wreszcie jej ciałem wstrząsnęły spazmy a jej mięśnie kurczyły się w szaleńczym tempie na jego języku. Oboje jęczeli teraz głośno, ale Nate nie dał żadnemu z nich ani chwili odpoczynku- połączył się z nią w jedno, wywołując jej kolejny wrzask, po czym zaczął się w niej poruszać z szybkością kopulującego królika. 

- O BOŻE! BŁAGAM! NIE! NATE.... NATE.... NIE WYTRZYMAM DŁUŻEJ.... - krzyczała, gwałtownie osiągając spełnienie. 


****

 Czasem bardzo pragniemy poznać prawdę, ale gdy już ją odkryjemy marzymy tylko o tym, by nigdy jej nie usłyszeć.... 
Lub nie zobaczyć. 

Pod byle pretekstem Serena odeszła od baru i skierowała się w stronę toalet. Wiedziała, że coś się święci, ale to, co zobaczyła, przerosło jej najśmielsze oczekiwania... 
Georgie i Nate w gorącej akcji, uprawiający ostry seks w męskiej toalecie? Nie, to przecież niedorzeczne, coś musiało jej się pomylić... A jednak nie mogął zaprzeczyć temu, co widziały jej oczy. Czując ostre mdłości wycofała się gwałtownie i czym prędzej wybiegła z klubu. 

Boże, co z Blair? Jak miała jej powiedzieć, że jej chłopak i przyjaciółka uprawiają namiętny seks tuż pod jej nosem? To było okropne i obrzydliwe... Georgina i Nate... Oni byli zdrajcami. Serenie nie mieściło się to w głowie. Jak oni w ogóle śmieli? I dlaczego ona im w tym nie przeszkodziła, nie dała znać, ze o wszystkim wie, nie zawstydziła? Czemu tam po prostu nie wparowała i nie kazała się tłumaczyć? 

Odpowiedź była prosta:  szok wywołany tym widokiem sprawił, że nie mogła myśleć trzeźwo. To było dla niej za wiele. 

- Serena!- usłyszała a gdy się odwróciła ujrzała Dana, idącego pod rękę z ładną i trochę młodszą od niego blondyneczką. 
- Cześć- przywitała się przyjaźnie i jednocześnie poczuła jakiś taki smutek na myśl o tym, że ta dziewczyna mogłaby być JEGO dziewczyną. Była ładna, słodka i patrzyła na nią z nieukrywaną wrogością. Czy możliwe, żeby byli w takim razie parą?
- Co tu robisz?- zagadnął chłopak, uśmiechając się pod nosem na widok jej "odświętnego" stroju. Dziewczyna zaśmiałą się cicho, zerkając na swoją błękitną, poplamioną martini sukienkę. 
- Uciekłam ze sztywniackiego przyjęcia i trafiłam do największej meliniarni na Manhattanie- wyjaśniła pokrótce- upiłam się i uciekłam przyjaciołom, po czym trafiłam na ulicę, jak zresztą widać na załączonym obrazku. 
- Co jak co, ale nigdy nie spodziewałbym się, żę Serena van der Woodsen okaże się bezdomną uciekinierką- zażartował Dan, wywołując jej perlisty śmiech. Dziewczyna u jego boku odchrząknęła znacząco. 
- Ach tak- zreflektował się brunet- Jenny, myślę, że kojarzysz Serenę. Sereno, poznaj moją młodszą siostrę, Jenny Humpfrey. 
- Miło mi cię poznać- powiedziała Serena uprzejmie i z jakiegoś niewytłumaczalnego dla niej powodu odetchnęła z ulgą. Byli spokrewinieni, co kategorycznie wykluczało możliwość tworzenia jakichkolwiek intymnych związków, prawda?
Jenny odpowiedziała jedynie mało przekonującym uśmeichem i spuściła wzrok na swoje nieco podniszczone balerinki. 
- No tak...- westchnął Dan, najwyraźniej wyczuwając w piwetrzu napiętą atmosferę- wiesz... Mamy ze sobą mrożoną pizzę i zapas coli na tydzień. Skusisz się?- zapytał Serenę z nieśmiałym uśmiechem. Ta jedynie pokręciła głową przepraszająco. 
- Raczej nie mogę tu zostawić przyjaciół- wyjaśniła- zginą beze mnie- zaśmiała się, ale jakoś tak bez wesołości. Dan skinął głową z miną świadczącą o tym, żę dokładnie takiej odpowiedzi się spodziewał i pociągnął siostrę na drugą stronę ulicy, rzucając krótkie" Do zobaczenia". Pewnie pomyślał, że go zwyczajnie spławiła a ona naprawdę...

Pod wpływem impulsu Serena pobiegła za nim i chwyciła go za rękę, tym samym zatrzymując. 

- Dziś nie mogę, ale co powiesz na piątek wieczór?- spytała na jedny wydechu- powiedzmy o dwudziestej? 

Dan uśmiechnął się szeroko. 

- Z wielką przyjemnością. 

****

 Czasem nawet najbardziej skłócone królestwa stają razem do walki w imię Wyższego Dobra... 
Lub Zła. 

Gdy Serena wróciła do klubu Chuck i Blair ściskali swoje dłonie niczym kontrahenci, podpisujący intrantny kontrakt. Serena zmarszczyła brwi, podchodząc do nich. 
- Co się dzieje?- zapytała zaciekawiona. 
- Och S, wiele cię ominęło- rzekła Blair przeciągając głoski i uśmiechając się słodko, a w jej oczach pojawiły się tajemnicze i wielce niepokojące iskierki. Gdy podobną minę blondynka dostrzegła u Chuck'a już wiedziała, że tych dwoje właśnie połączyło siły ciemności w jakiejś ważniejszej sprawie. 
- Co się dzieje?- ponowiła pytanie, zaniepokojona rozwojem sytuacji. 

Blair zbliżyła się do przyjaciółki. Z jej twarzy nei schodził zagadkowy uśmeich. 

- Co byś powiedziała, gdyby okazało się, że możesz rozwiązać wszystkie swoje problemy?- spytała tajemniczo.

niedziela, 7 grudnia 2014

Zapraszam!!!

Zapraszam do przeczytania historii, którą stworzyłam za namową mojej prawie 17-letniej kuzynki ;)

http://serce-to-muszla-o-pojemnosci-oceanu.blogspot.com/

Wiem, że tematyka może wam się nie podobać (sama nie jestem nią specjalnie zachwycona, ale doszłam do wniosku, że czemu nie xD), ale liczę na to, że jednak przeczytacie chociaż pierwsze rozdziały nim stwierdzicie, że opowiadanie jest  do banii xD

czwartek, 4 grudnia 2014

Zwiastun!!!

Natx z "dark trailer" właśnie stworzyła zwiastun (moim zdaniem genialny ;D) TEGO  opowiadania. A więc zapraszam do obejrzenia  tu :http://dark-trailer.blogspot.com/2014/12/40-scandalous.html

lub  bezpośrednio na youtube: https://www.youtube.com/watch?v=aebMTzh1qnw

Gorąco zachęcam do komentowania- Natx zdecydowanie zasłużyła na duże brawa ;))

niedziela, 2 listopada 2014

Informacja

Dosyć to żenujące, prawda? A jednak muszę poprosić o pozostawienie po sobie komentarzy. To pozwala mi stwierdzić, czy dalsze pisanie ma sens i co powinnam poprawić,  a co wam się podoba.

Właściwie to samo tyczy się wszystkich moich blogów. Brak odzewu to dla mnie jednoznaczna informacja, że powinnam zrezygnować z prowadzenia tych historii, skoro nie są warte tego, by poświęcić chwilkę na napisanie kilku słów komentarza.

Dziękuję, za "uwagę" ;))

piątek, 31 października 2014

Rozdział 1. W Królestwie Pszczół

Na samym wstępie chciałam tylko zaznaczyć, że pewne nieliczne sceny będą pochodziły wprost z serialu. To nowa odsłona "Gossip Girl", ale nie ma sensu zabierać (według mnie) najlepszych momentów XD
Ten rozdział jest tak długi, że mam nadzieję, że nie zanudzicie się na śmierć. Postawiłam na opisy i wprowadzenie do fabuły, dlatego jest mało akcji na początku (potem się rozkręca xD) jednak obiecuję, że w kolejnym rozdziale będzie lepiej :*** Mam nadzieję, że to was nie zniechęci i pozostawicie po sobie jakiś ślad obecności (taka tak, męczę was o te komentarze, ale cóż... xD). 

Enjoy :*****




- No nie- jęknęła Jenny Humpfrey w poniedziałkowy poranek i zaraz stanęła przodem do szafki, zasłaniając się za kurtyną jasnych włosów. Jej brat, chudy, wysoki brunet wbił w nią zdziwione spojrzenie ciemnych niewinnych  oczu na chwilę przed tym, jak w całym korytarzu rozniósł się miarowy odgłos postukiwania granatowych szpilek od Lauboutine'a i w drzwiach stanęła Blair Waldorf wraz ze swoją świtą.
Nie na darmo mówiono o niej, że jest królową Manhatanu. Cała jej postać od pomalowanych na perłowo paznokci u stóp, przez smukłą sylwetkę aż do ciemnych, lśniących niczym u gwiazdy filmowej loków, sięgających połowy pleców, emanowała pewnością siebie i charyzmą, która sprawiała, że większość uczniów w szkole schodziła jej z drogi. Jeśli chciałeś być kimś w tym mieście, musiałeś się z nią zadawać.
Panna Waldorf należała do elity, znała mnóstwo wpływowych ludzi i sama do ludzi wspływowych się zaliczała. Od najmłodszych lat jej matka- słynna na całym świecie projektantka mody i ojciec- rozchwytywany prawnik wprowadzali ją do towarzystwa i uczyli zasad, panujących między całą manhatańską elitą. W Constance Billard Blair uchodziła za nieosiągalny ideał- piękna, inteligentna, bogata, obyta. Jej wyroki były ostateczne i decydujące, zbrodnie chaniebne a zemsty straszne. Kto by pomyślał, że w tych stu sześciesięciu sześciu centymetrach może mieścić się tyle sprytu, despotyzmu,  zawziętości i woli walki? W promieniu setek kilometrów nie było osoby, która chciałaby jej się narazić.
Ci, którzy nie mieli  szczęścia się z nią zadawać albo jej nienawidzili, albo ją podziwiali i to do tej drugiej grupy zaliczał się Dan Humpfrey, który aż rozdziawił usta na jej widok. Odkąd dwa lata temu wraz z siostrą i ojcem przeprowadził się z Denver do Nowego Yorku i zaczął chodzić do tutejszego liceum nie było dnia, by nie myślał o pięknej koleżance z klasy. Ona rzecz jasna nie zwracała na niego najmniejszej uwagi, ale to nie przeszkadzało mu bynajmniej śledzić wszystkich notek "Plotkary" na jej temat, wodzić za nią wzrokiem na każdej przerwie, pisać o niej wierszy do poduszki a po nocach śnić o jej zmysłowych, idealnie pełnych ustach, nieskazitelnej cerze, słodkim uśmiechu, przy którym pojawiały się urocze dołeczki w policzkach i zniewalającym spojrzeniu dużych, głębokich oczu w kolorze ciemnej czelokady. Ta dziewczyna wiedziała, jak zwrócić na siebie uwagę i z przyjemnością podkreślała wszystkie swoje atuty.
Jej strój również wyróżniał ją z tłumu. Choć wszyscy uczniowie  Constance Billard musieli nosić mundurki ona znalazła sposób na to, by nie upodobnić się do tej całej "szarej" masy. Tradycyjną białą koszulkę polo zamieniła na kremową koszulę z lejącego się materiału, która idealnie podkreślała jej talię osy i pełne, jędrne piersi a szeroką spódnicę w kratę za kolano zastąpiła krótszą, sięgającą do połowy ud i o tyle węższą, że świetnie uwydatniała jej jędrną, okrągłą pupę i smukłe, długie nogi, odziane w czarne rajstopy i granatowe szpilki Laubotine'a. Całości dopełniała turkusowa  torebka rozmiaru "s" i opaska do włosów w tym samym kolorze.
- Przestań się na nią gapić- syknęła Jenny, wyrywając brata z chwilowego otępienia. Ten spojrzał na nią półprzytomnie a potem znów przeniósł wzrok na królową, która wraz ze swoją świtą zatrzymała się ledwie pół metra od nich. Dan z rozmarzeniem wciągnął do płuc jej słodki, zmysłowy zapach i uśmiechnął się na samą myśl, że wystarczyłoby zrobić w jej stronę jeden duży krok i pochylić się, by mógł wreszcie zakosztować jej warg.
- Próbujesz się przede mną ukryć, mała "J"?- zagadnęła Blair z fałszywą życzliwością w głosie i uśmiechnęła się olśniewająco- w takim razie radzę ci wrócić do swojej ojczyzny ścieków, tam na pewno nie będę cię szukać.
Jej dwie koleżanki, Penelope Filtz i Isobell Malone, zwane przez Plotkarę "robotnicami" zaśmiały się cicho na widok rumieńca na policzkach Humpfrey'ówny. Dziewczyna nieśmiało uniosła głowę i napotkała nieprzejednany wzrok Blair. Pełne wyższości spojrzenie spod rzęs dziewczyna opanowała do perfekcji.
- Co ja ci takiego zrobiłam?- spytała blondynka, a przy ostatnim słowie głos jej się załamał. Naprawdę nie lubiła być w centrum uwagi a już na pewno nie wtedy, gdy najpopularniejsza dziewczyna w szkole za cel obrała sobie upokarzanie jej każdego dnia. Oczywiście wiedziała, że na nic innego nie mogła liczyć od czasu, gdy w zeszłym roku pracując w salonie Elenor Waldorf przez przypadek zniszczyła sesję zdjęciową w której udział brała między innymi Blair. To właśnie wtedy na własnej skórze przekonała się, że plamy z atramnetu i soku jagodowego są nie do wywabienia a złość Blair Waldorf jest straszniejsza niż cokolwiek, czego doświadczyła w swoim niespełna piętnastoletnim życiu.
- Blokujesz mi przejście- rzekła Blair dumnie unosząc podbródek a jej dwie przyboczne jak na komendę natarły na bezbronną blondynkę, brutalnie odpychając ją tak, by utorować drogę dla swojej królowej. Blair patrzyła na to z wyraźnym zadowoleniem i uśmiechając się złośliwie odeszła krokiem modelki, poruszającej się na wybiegu. Odgłos jej szpilek słychać było długo po tym, jak dziewczyna zniknęła im z oczu.
Dan niepewnie spojrzał na Jenny, której blade zwykle policzki pokrywały rumieńce wstydu i upokorzenia. Nienawidziła tego, że w każdej relacji to ona zawsze była ofiarą i nienawidziła swojego brata za to, że był tak cholernie zaślepiony i nie dostrzegał wyraźnych wad Blair. Nie posiadała się wprost ze szczęścia, że oboje byli z Brooklynu co było jednoznaczne z dyskwalifikacją Dana jako kandydata do roli chłopaka "królowej pszczół".
- Wszystko okej?- spytał brunet niepewnie i z wyraźnym niepokojem, ale Jenny jedynie prychnęła, przewróciła oczami i głośno zatrzasnęła szafkę po czym odeszła, nie uraczywszy brata nawet jednym spojrzeniem.

****

Już dawno temu Serena van der Woodsen przestała się dziwić ogólnemu poruszeniu, jakie wywowływała gdziekolwiek się wybrała. Należała do elity, była bogata i władcza a to wystarczyło, żeby znaleźć się  na językach wszystkich uczniów Constance Billard. Dodając do tego obraz jednej z największych skandalistek, który wykreowała "Plotkara" i jej niepowtarzalną urodę nie było osoby, która pozostałaby na nią obojętna. 
Serena była wysoką, smukłą blondynką o niesamowicie długich nogach i bajecznych piersiach. Jej uśmiech był urzekający, śmiech zaraźliwy a głęboko osadzone błękitne oczy niemal hipnotyczne. Biała, opinająca koszulką, wpuszczona w sięgającą połowy ud spódnicę w kratkę idealnie podreślała jej wszelkie atuty i perfekcyjną figurę.
Panna van der Woodsen należała do dziewczyn, które uwielbiały eksponować swoje idealne ciało, pokazywać się publicznie i bawić, nie dbając o konsekwencje. Można powiedzieć, że Serena to sto siedemdziesiąt cztery centymetry spontaniczności i euforii. Była chyba najbardziej wyluzowaną dziewczyną w Constance Billard o ile nie na całym Manhatanie i to o niej mówiono, że ze swoim lekkim podejściem do życia, pogodą ducha i silnym charakterem stanowi groźną konkurencję dla Blair. Niejednokrotnie ich spektakularne kłótnie sprawiały, że obserwatorzy zaczynali brać pod uwagę Serenę jako pretendentkę do tronu.
- S!- ktoś zawołał tak głośno, że blondynka nie musiała się odwracać by wiedzieć, z kim za moment przyjdzie jej się spotkać. 
Nim Serena zdążyła chociaż mrugnąć rzuciło się na nią piędziesiąt siedem kilogramów czystej radości, niemal zwalając ją przy tym z nóg. Smukłe ramiona, wzmocnione przez lata treningów w tennisa zacisnęły się wokół niej mocno a brązowe, pachnące jabłkami loki znacznie organiczyły jej pole widzenia. Dopiero po chwili blondynka zorientowała się, co się dzieje i z radosnym piskiem odwzajemniła uścisk, wyrażając w nim całą swoją ponad dwumiesięczną tęsknotę i euforię, wywołaną ponownym spotkaniem.
- Och Bee, świetnie wyglądasz!- zachwyciła się, biorąc w dłoń twarz przyjaciółki i na każdym z jej policzków składając przyjacielskiego całusa- strasznie za tobą tęskniłam, wiesz?
- Nawet wtedy, gdy bajerowałaś jakiegoś tamtejszego przystojniaka?- spytała sprytnie brunetka, biorąc Serenę pod rękę. 
- Skąd ty...
- Daj spokój, przecież czytam "Plotkarę"! Poza tym nie mogę uwierzyć, że chciałas ukryć przede mną coś podobnego- Blair potrząsnęła głową z niesmakiem i wydęła wargi, udając oburzenie- pocieniowałaś włosy, ubrałaś swoje najlepsze szpilki i pomalowałaś paznokcie na czerwono. Dodajmy do tego seksowną koronkową bieliznę, którą z pewnością masz na sobie pod tym fikuśnym mundurkiem i błysk w oku a otrzymamy dwa miesiące nieziemskiego seksu i...
- Daj spokój, Scott był słodki i liczę, że tym razem to coś poważnego- przerwała jej ze śmiechem Serena a Blair tylko przewróciła oczami, kręcąc głową z pobłażaniem.
- Obie wiemy, że to tylko przelotna miłostka i za dwa dni nie będziesz nawet pamiętać jego imienia- stwierdziła pewnie, niemal lekceważąco- i dobrze!- dodała szybko, widząc ostrzegawczy błysk w oczach przyjaciółki- taka już jesteś, że zwyczajnie nie potrafisz się zakochać. To po prostu do ciebie nie pasuje- jesteś Serena van der Woodsen a Serena van der Woodsen nie jest dziewczyną, która potrafiłaby skupić się na jednym, konkretnym mężczyźnie. Nie, ty jesteś dziewczyną, która dzieli się sobą ze światem i nie lubi zaangażowania.
- Jej, to było naprawdę... dogłębne. Jak wizyta u psychoterapeuty- Serena zachichotała cicho.
 - To było dogłębne i prawdziwe jak choroby weneryczne. Nie ma co obrażać się na rzeczywistość księżniczko.- kontynuowała Blair, nie tracąc rezonu- W naszym związku to ja jestem ta odpowiedzialna, twardo stąpająca po ziemi, natomiast ty jesteś wiecznym słońcem, które nie powinno być zbyt długo zasłaniane przez nieprzyjazne chmury.
- Ciekawa metafora zycia singielki- skomentowała blondynka, ledwo już powstrzymując wybuch śmiechu. Blair spojrzała na nią z politowaniem, również z trudem utrzymując powagę.
- To metafora twojego życia- poprawiła ją kąśliwie i pokazała jej język.
- No pięknie, zamiast dawać przykład młodszemu pokoleniu wy przekomarzacie się jak dwie gówniary z podstawówki- brunetka, która właśnie do nich podeszła obie zmierzyła spojrzeniem stalowo błękitnych oczu z pewnego rodzaju wyższością, podpierając się pod boki, ale gdy Blair niemal natychmiast stanęła w pozycji obronnej dziewczyna nie wytrzymała i wybuchnęła śmiechem, z całej siły ściskając przyjaciółki.
- Słyszałam, że nieźle się bez nas bawiłaś Georgie- zagadnęła Blair, cmokając z uznaniem- taniec na rurze i tak dalej...
Mimo jej oskarżycielskiego tonu głosu Georgina Sparks nie wyglądała na ani odrobine zawstydzoną. Bo co też może speszyć dziewczynę, która dziwictwo straciła w wieku czternastu lat razem z miejscowym dillerem Carterem Baizenem zaraz po tym, jak zaćpali się tak bardzo, że obudzili się następnego dnia niczego nie pamiętając, która na swoim koncie miała juz trzy odwyki, rozbierała się w miejscach publicznych dla zabawy i sypiała z połową Nowego Yorku? No właśnie, proste pytanie, jeszcze prostsza odpowiedź.
Mimo tych wszystkich wybryków nie można jej było odmówić poczucia humoru i "tego czegoś" co sprawiało, że Blair i Serena się z nią zadawały. Po części dotyczyło to oczywiście jej pochodzenia- jako córka jednych z najbardziej znanych  w Nowym Yorku przedsiębiorców mogła sobie powolić na więcej a obracanie się w elitarnych kręgach było wręcz koniecznością. Z drugiej strony przecież ona zawsze tego chciała- mieć pieniądze na wszystkie swoje zachcianki a przede wszystkim na kokainę, która przez wakacje stałą się jej priorytetem, choć ona sama jeszcze nie bardzo rozumiała jak i dlaczego. Kochała zabawę, seks bez zobowiązań i nieziemskie imprezy z "wyższych sfer" do białego rana a to mogła zapewnić jej jedynie przynależność do nowojorskiej elity.
Poza tym Gergina była niezaprzeczalnie piękna. Przyjaciółki często w żartach nazywały ją "Śnieżką". No cóż, z tymi dużymi jasnymi oczami, czarnymi jak heban długimi włosami i porcelanowo bladą skórą rzeczywiście odrobinę ją przypominała. Jednak to jej smukła figura i długie do nieba nogi sprawiały, że miałą takie powodzenie u facetów. Jej uroda była inna niż uroda Blair czy Sereny- bardziej niebezpieczna, pozbawiona tej odrobiny delikatności i łagodności, które mogłyby choć spróbować stwarzać pozory ułożonej dziewczyny. Nie było w niej ani odrobiny słodyczy i finezji, które  poprawiłyby jej wizerunek. Cały Manhatan wiedział, że ta dziewczyna jest zepsuta do szpiku kości, ale była też bardzo bogata i rozrywkowa co powodowało, że większość "śmietanki" Constance Billard chciała się z nią zadawać.
- Nie wiem o czym tak zaciekle plotkowałyście, ale to nijak nie umywa się do moich rewelacji- Georgina wyglądała na naprawdę podnieconą, więc Blair i Serena wymieniły między sobą zaintrygowane spojrzenia.
- Nie trzymaj nas dłużej w niepewności, powiedz: co to za rewelacje, których nie przekazała nam "Plotkara"?- zapytała Blair, zakładając ręce na piersi i kpiąco unosząc brew. Georgina zachichotała niczym figlarna pieciolatka.
- Chuck Bass jest w mieście- oznajmiła konspiracyjnym szeptem a Blair i Serena zrobiły niemal identyczne, zaskoczone miny, co dodatkowo rozbawiło Sparks.
- Chyba coś ci się przyśniło- stwierdziłą w końcu Blair z niedowierzaniem- on stąd wyjechał na dobre jakiś rok temu.
- Wrócił i mówię wam, wyprzystojniał- na twarzy Georginy pojawił się lubieżny uśmieszek- zawsze był pociągający, ale teraz po prostu.... działa jak magnez. To jego niesamowite spojrzenie jest hipnotyzujące, pewność siebie, uwodzicielski uśmiech...
-  Musiałaś go z kimś pomylić, bo inaczej "Plotkara" już dawno zaspamowałaby nas informacjami o jego powrocie- rzekła Balir wyniośle z niezachwianą pewnością- zawsze był jednym z jej ulubieńców- największy skandalista Manhatanu.  Poza tym zauwazyłaś? O każdym facecie mówisz w ten sam sposób póki się z nim nie prześpisz. Może zwyczajnie odzywa się w tobie twoja niezaspokojona żądza a fakt, że nigdy nie zaliczyłaś Chuck'a sprawia, że zobaczyłaś go w kimś innym, kto już przestał cię interesować z wiadomych względów?
Georgina już miała coś na to odpowiedzieć, gdy niespodziewanie dzwonek dobiegający z trzech telefonów naraz obwieścił powiadomienie o dodaniu kolejnego posta na stronie "Plotkary". Blair, Serena i Georgina niemal jednocześnie sięgnęły po komórki.

"Podpatrzone: Triumfalny powrót do ojczyzny C to na pewno nie przypadek. Nie dość, że nasz mroczny amant wyprzystojniał to jeszcze obrał sobie za cel nadrobienie rok nieobecności. 
  Strzeżcie się manhatańskie ślicznotki- bestia jest głodna i już ostrzy kły, by przystąpić do ataku. "

Przyjaciółki wymieniły zdziwione spojrzenia, ale po chwili Blair uśmiechnęła się z właściwą jej wyższością a w jej oczach pojawiły się niebezpieczne iskierki.
- No to teraz zacznie się zabawa- skomentowała, komicznie przekrzywiając głowę.

****


Powrót Chuck'a Bassa do Nowego Yorku stał się tematem przewodnim rozmów większości licealistów Constance. Przywyczajony do powszechnego rozgłosu Chuck skwitował tę wrzawę jedynie nieznacznym uniesieniem kącików ust w kpiarskim uśmiechu, opierając się nonszalancko o ścianę przy szafce swojego najlepszego przyjaciela od podstawówki, Nate'a Archibalda.
Nate był dla niego jak brat mimo tego wszystkiego, co ich dzieliło i Bass naprawdę za nim tęsknił, choć oczywiście nigdy by się do tego nie przyznał.
 Nate był słodki, uczynny, kochany i pomocny. Nie miał problemu z wyrażanie emocji, był prosty w obsłudze jak przysłowiona budowa cepa.
Chuck miał w sobie więcej z  diabła niż anioła. Był mściwy, nieprzejednany, kochał intrygi i lubował się w nieczystych zagraniach. Alkohol, kobiety, dobra zabawa, skandale stanowiły całe jego życie. Niewiele było rzeczy zdolnych powtrzymać go, gdy już obrał sobie jakiś cel. W końcu nazywał się Chuck Bass.
Nate wyglądał jak typowy chłopiec z sąsiedztwa- przystojny, aczkolwiek nie niezapomniany. Był  wysportowanym, opalonym blondynem o oczach kolorem przypominających morskie fale i zniewalającym uśmiechu.
Uroda Chuck'a była inna- bardziej wyrazista i mroczna. Magnetyczne spojrzenie czarnych jak północ oczu przyciągało swoją mocą wzrok każdej mijanej kobiety. Uwodzicielski uśmiech wywoływał ciarki na całym ciele. Idealnie zaczesane do tyłu ciemne włosy powodowały pragnienie, by zatopić w nich palce, przyciągjaąc chłopaka bliżej siebie. Idealnie zarysowane mięśnie, opięte przez tradycyjną białą koszulkę, element szkolnej garderoby, budziły fantazje a zmysłowe, miękkie usta wprost zapraszały do pocałunków. Jego postawa, ruchy i gesty świadczyły o arogancji, pewności siebie i braku jakichkolwiek zahamowań.
I tak jak Nate stanowił sto osiemdziesiąt centymetrów czułości i uczynności, tak Chuck to sto siedemdziesiąt osiem centymetrów czystego seksu. 
 Czy ktoś tu przypadkiem nie wspominał, że byli całkowicie różni?
Podczas, gdy rozmawiali, usilnie próbując nadrobić rokrozłąki wzrok Chuck'a powędrował w kierunku trzech dziewczyn. Wysoka blondynka i długowłosa brunetka stały odwrócne do niego plecami, ale w stojącej naprzeciw nich szatynce rozpoznał swoją dawną koleżnakę ze szkolnej ławki. 
- No proszę, Blair Waldorf- zacmokał a w jego oczach pojawiły się małe ogniki, które natychmiastowo zaniepokoiły Archibalda- nie sądziłem, że można być jeszcze piękniejszym a tu proszę... 
- Wiesz, że to moja dziewczyna?- upewnił się Nate i cały aż spiął się w sobie. Znał zwyczaje przyjaciela, ale gdy ten mieszkał jeszcze w Nowym Yorku Blair była poza jego zasięgiem. Mógł podrywać każdą, dosłownie każdą dziewczynę, ale nie ją, nie dziewczynę kumpla. Imprezowali razem i czasem zdarzyło mu się rzucić jakąś niestosowną aluzję, ale wtedy ona odpowiadała mu kąśliwie, rozbawiając towarzystwo i zwykle tak to się właśnie kończyło. 
Czy jednak Nate mógł powiedzieć, że wciąż znał Bassa tak dobrze jak kiedyś? Chuck był nieprzewidywalny i kto wie, ile mogło się zmienić w przeciągu tego roku. Wyraz jego twarzy mówił sam za siebie. 
- Jest piękna i o ile dobrze pamiętam z temperamentem. Czy to nie ona doprowadziła do wyjazdu Vanessy Abrams w dziewiątej klasie?- zagadnął Chuck, nie spuszczając wzroku ze śmiejącej się właśnie w tej chwili dziewczyny. Nate zmarszczył brwi. 
- Vanessa groziła Serenie- przypomniał przyjacielowi- daj już spokój, jak mówiłem Blair to MOJA dziewczyna- dodał, kładąc nacisk na przedostatnie słowo. Chuck uśmiechnął się szelmowsko.
- A słyszałeś powiedzenie:"Co moje to i twoje?"- spytał z rozbawieniem. 
- Nie, kiedy chodzi o dziewczyny- odparł Nate twardo. W tym samym momencie Blair go zauważyła i z głośnym okrzykiem pokonała korytarz, lądując wprost w jego ramionach.
Dopiero teraz uświadomił sobie, jak bardzo za nią tęsknił. Ściskał ją z całej siły, ale choć między ich ciała nie dałoby się wcisnąć szpilki to wciąż nie było dość blisko. Po chwili zatonął w jej cudownych, ciemnych oczach i złączył ich usta w pierwszym od dwóch miesięcy, słodkim pocałunku. Ona, chichocząc wprost w jego wargi oddała pieszczotę ze wzdwojoną siłą, wplatając palce w jego blond włosy i stanęła na palcach, wieszając się na jego szyi.
Wrażenie było niesamowite. Ona była niesamowita. Pewna siebie i jednocześnie tak nieśmiała... Słodka, ale namiętna... Od dawna marzył, by przypieczętować ich związek, chciał być pierwszym i jedynym, który jej zakosztuje, chciał dać jej niezapomniane chwile, takie, na jakie zasługiwała. Nigdy jednak nie udało mu się stworzyć idealnego nastroju a bez tego  ani myślał wykonywać jakichkolwiek kroków w tym kierunku. Ludzie mówili o niej różne rzeczy, ale nikt nie domyślał się nawet ile dziecięcej niewinności i dziewczęcych wyobrażeń skrywało się pod tą powłoką największej suki Manhatanu. Kwestia jej seksualności i miłości byłą dla niej ważna, dlatego nigdy nie pozwoliła sobie ani Nate'owi na zbyt wiele. Całowanie, macanie, taniec na stole czy striptiz po pijaku i owszem, ale seks traktowała jak coś mistycznego, co może przeżyć tylko z kimś niesamowitym, z kimś kogo kocha, komu ufa. Nate o tym wiedział i chciał się stać dla niej taką właśnie osobą. Chciał by była go pewna i chciał, by czuła się bezpieczna i kochana. Wiedział, że pierwsza noc którą spędzą razem będzie magiczna.
Z zamyślenia wyrwało go czyjeś odchrząknięcie. Odwrócił wzrok od twarzy ukochanej i spojrzał na Serenę, która uśmiechała się znacząco, wysoko unosząc brwi.
- Cześć kochana- rzucił wesoło i delikatnie wyminął Blair, by przywitać się z przyjaciółką. Za nią przecież także bardzo tęsknił. Serena zaśmiała się dźwięcznie i wyściskała przyjaciela z całej siły po czym cmoknęła go krótko w policzek i mrugnęła do Blair, która obserwowała to wszystko z uśmiechem. Nate uśmiechnął się jedynie do Georginy, stojącej obok i krótko skinął jej głową, na co ta odpowiedziała podobnym gestem. Imprezowali razem dość często i była przyjaciółką Blair i Sereny, jednak na nim nigdy nie wywarła szczególnie pozytywnego wrażenia. Uważał, że była fałszywa i sztuczna, brakowało jej tej odrobiny naturalności i szczerej radości, które uczyniłyby ją bardziej ludzką.
Dopiero po chwili Nate przypomniał sobie o obecności Chuck'a, który wciąż nonszalancko opierając się o ścianę obserwował ich czułości z wyraźnie kpiącym uśmiechem.
- Dziewczyny spójrzcie, kogo ja tu mam- zagadnął blondyn, wskazując przyjaciela. Ten podszedł do nich bliżej, taskując je intensywnym spojrzenim.
- Chyba nie muszę się przedstawiać- rzekł arogancko. Jego głos był przyjemnie przytłumiony, miękki i zmysłowy- po prostu seksowny. Wywoływał dreszcze, przebiegające wzdłuż kręgosłupa i uczucie gorąca, spalającego każdy skrawek ciała przyjemnym ogniem. Intensywne spojrzenie głębokich, czarnych oczu prześwietlało niczym najnowszej generacji rentgen i Blair przez ułamek sekundy pomyślała, że mimo, iż styl bycia Chuck'a obrzydzał ją nie ma nic dziwnego w tym, że znaczna większość dziewcząt z Upper East Side niemal pchała mu się do łóżka. Jego mroczny urok hipnotyzował i przyciągał niczym magnez.
- Zdaje się, że nagle dopadła mnie wsteczna amnezja- zakpiła Blair w odpowiedzi na arogancję Chuck'a, co ten skwitował neiznacznym uniesieniem kącików ust.
- W takim razie chyba muszę ci się przypomnieć- odparł, podejmując tę dziwną grę. Sięgnął po jej idealnie wymanicure'owaną dłoń i złożył na niej lekki pocałunek, po czym, wciąż pochylony, spojrzał jej prosto w oczy z figlarnym uśmiechem. Blair wydęła wargi, udając zamyślenie.
- Wow, cóż za kurtuazja.... Chyba się jednak nie znamy- zawyorokowała w końcu z przebiegłym uśmieszkiem. Przyjaciele zachichotali.
- Nie wiem, co powinnam powiedzieć w takiej sytuacji- wtrąciła Serena- "miło cię widzieć" byłoby trochę na wyrost.
- Wystarczyłoby powiedzieć: "Tak, oczywiście, że marzę, by zamknąć się z tobą sam an sam w moim apartamencie...."- zaczął brunet, zniżając głos niemal do szeptu. Dziewczyny spojrzały po sobie i niemal równocześnie przewróciły oczami.
- Zupełnie jakbyś nie wyjeżdżał- skomentowała Georgina wesoło.
- Oczywiście- odparł chłopak pewnie- bo niby kto zaprosiłby was na imprezę powitalną?
- Imprezę powitalną?- Nate zmarszczył brwi.
- Przyjdźcie o ósmej- zarządził Bass i nie czekając na odpowiedź ruszył wzdłuż korytarza.


****
Wszystko w życiu ma odpowiedni czas i miejsce. Ważne, żeby tego nie przeoczyć, bo błędu raz popełnionego nie da się cofnąć. 

Impreza u Chuck'a Bassa przebiegała zgodnie ze scenariuszem, gdy Nate pojawił się w jego ekskluzywnym apartamencie ubrany w jeansy i jedną ze swoich ulubionych koszul, rozglądając się za swoją dziewczyną ze szklanką whysky w ręku, jednak wśród tańczącej, pijącej i całującej się młodzieży, gęstego dymu, pochodzącego z ekskluzynych cygar, papierosów i skrętów oraz lejącego się strumieniami alkoholu nie dostrzegł jej promiennej twarzy, którą, tego był pewien, rozpoznałby nawet na końcu świata.
- Cześć przystojniaku- zagadnęła Georgina, podchodząc do niego znienacka-  czemu stoisz tu jak kołek, gdy tuż obok odbywa się impreza stulecia?- spytała z figlarnym błyskiem w  oku.
Dopiero teraz Nate naprawdę zobaczył to, co działo się ledwie kilka kroków dalej i w duchu przyznał rację dziewczynie.
Wszyscy, roześmiani, pijani, napaleni szaleli i zalewali się w trupa, celebrując zakończenie nieziemskich wakacji. Kilku chłopaków wykonywało jakieś bliżej nieokreślone ruchy, popisując się przed chichoczącym tłumem pijanych dziewczyn. Na kanapach siedzieli chłopcy, popalający jointy i zatraceni w letargu, zupełnie jakby przenieśli się do innego, spokojnego świata. W oddali  Nate widział pary obściskujące się na skórzanych fotelach i Chuck'a, który zatracił się w tańcu języków z jakąś dopiero co poznaną blondynką. Natężenie muzyki, dudniącej z wysokich głośników, ustawionych w kątach było na tyle silne, że zdawało się trząść posadami apartamentowca a część z gości, znudzonych tradycyjnymi formami rozrywki wykorzystało kino domowe do zorganizowania pijackiego konkursu karaoke, natomiast na tarasie, gdzie znajdował się basen z jacuzzie odbywały się właśnie wodne zapasy i bitwy, między siłami chłopaców i dziewcząt.
Nate westchnął ciężko i jeszcze raz wybrał numer Blair, jednak gdy ponownie odezwała się automatyczna sekretarka wcisnął telefon głęboko do kieszeni spodni zaklinając siarczyście i jednym haustem opróżnił całą szklankę whysky. Georgina, która wciąż stała obok bacznie go obserwując natychmiast dołała mu kolejną porcję a gdy i ta zniknęła w mgnieniu oka zachichotała i chwyciła chłopaka za rękę, ciągnąc w stronę tańczącego tłumu. W tym momencie z głośników popłynęła wolna piosenka, więc dziewczyna, uśmiechając się chytrze, przyciągnęła go do siebie i zmusiła, by położył dłonie na jej biodrach, którymi zaczęła kręcić powoli, kusząco. Na początku wydawał się być spięty, jakby nie bardzo wiedział co powinien zrobić i czy to, co robi jest w ogóle dopuszczalne. Jednak jakiś czas i kilka szklaneczek whysky później rozluźnił się zupełnie w objęciach brunetki i poddał się całkowicie nastrojowi sytuacji. Jej oczy błyszczały jakimś nienaturalnym blaskiem, jednak jego upojony już umysł jakby tego nie rejestrował.
- Czekałeś na nią, prawda?- zagadnęła Georgina i przyciągnęła go do siebie jeszcze bliżej sprawiając, że nie dałoby się wcisnąć szpilki między nich.
- Tak- odpowiedział, głośno przełykając ślinę. Czuł jej bliskość dotkliwie w okoliczach krocza a także jej oddech na wargach i zmysłowy zapach perfum. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że już dawno przestali tańczyć a to, co początkowo wziął za objaw szybko poruszających się ciał okazało się być zwykłymi zawrotami głowy.
Cały świat zataczał powolne koła i stał się jednym wielkim zamazanym kalejdoskopem kolorów i kształtów.
- A gdzie ona tak włąściwie jest?- usłyszał zmysłowy szept tuż przy uchu, który spowodował jakiś podskórny prąd, który poruszył najmniej spodziewane zakamarki jego ciała. Nate potrzebował dobrej chwili, żeby się skupić nad sensem pytania.
- Diabli wiedzą- odpowiedział, jednocześnie odpinając guziki pod szyją. Nagle w pomieszczeniu zrobiło się tak duszno, że nie miał czym oddychać.
- No tak, bo do aniołów to ona raczej nie należy- westchnęła dziewczyna. Nate już chciał zaprotestować, przecież Blair była jedną z najlepszych osób, jakie kiedykolwiek poznał. Chciał powiedzieć, jaka jest wspaniała i jak bardzo mu na niej zalezy. Chciał poprosić Georginę, by pomogła mu ją znaleźć i wyznać jak bardzo marzy, by wreszcie ją pocałować, by spędzić z nią najlepsze chwile w ich nowym, wspólnym życiu. Jednak zanim z jego ust wydobyły się jakiekolwiek dźwięki brunetka zamkneła mu je gwałtownym pocałunkiem.
Jego umysł nie zarejestrował tego co działo się później, to było jak sen. Koszmar i marzenie w jednym. W tej chwili nic nie było prawdziwe, przynajmniej dla niego. Nic, poza uczuciami, jakie rodziły się gdzieś na powierzchni jego spragnionego dotyku ciała.
Oddawał pocałunki, szaleńcze i zapamiętałe. Po chwili poczuł, że temperatura znów wzrasta do niemożliwych wielkości, więc chcąc sobie ulżyć pozbył się resztek garderoby, którą miał na sobie.
Opadł na coś miękkiego, ale nie miał czasu się nad tym zastanawiać.
Usłyszał jedynie: "Skoro jej nie ma chętnie ją zastąpię i zajmę się tobą" po czym pogrążył się w totalnej i absolutnej rozkoszy.

****
Czasem jedna sekunda decyduje o całym życiu. Jedna sekudna, jeden oddech, jedna myśl, jeden gest... I olbrzymie konsekwencje.   

- Cholera jasna!- zaklęła Blair, potykając się o krawężnik. 
- Blair, no nareszcie- westchnęła zniecierpliwiona Serena, która stała pod apartamentem Bass'ów czekając na przyjaciółkę i  wyrzuciła niedopalonego papierosa na ziemię- myślałam, że pozbędę się przez ciebie całej paczki- westchnęła, chowając rzeczone opakowanie do torebki. Dopiero teraz zlustrowała przyjaciółkę wzrokiem i zagwizdała przeciągle. 
- Nate padnie jak cię zobaczy- stwierdziła pewnie. 
No tak, przecież Blair zawsze musiała wyglądać perfekcyjnie. W imprezowym makijażu, z włosami upiętymi w luźny kok i ubrana w czarne, skórzane spodnie opinające jej smukłe nogi i krągłą pupę i błękitną jak ocean połyskliwą bluzeczkę z głębokim dekoltem oraz skórzaną kamizelkę i kremowe szpilki od Lauboutine'a zapierała dech w piersiach. Podobnie jak Serena w swojej złotosrebrnej sukience i z włosami jak zwykle seksownie zmierzwionymi przez wiatr. Dziewczyny zachichotały, biorąc się za ręce i roześmiane wkroczyły do apartamentu, zwracając na siebie uwagę większości gości. 
- No no no- Chuck zagwizdał przeciągle, lustrując je od stóp do głów niczym koneser sztuki w muzeum- postarałyście się. 
- Ty... też- mruknęła Blair, rozglądając się wokoło niepewnie i skrzywiła się ze wstrętem na widok chłopaka, który właśnie w tej chwili rzucił się do okna, wymiotując donośnie. Po chwili na jej twarzy pojawił się przebiegły uśmiech. 
- Liczę, że w tym momencie ktoś przechodził tamtędy- powiedziała a Chuck zawtórował jej wesoło.  Serena szturchnęła ją w bok, chcąc doprowadzić ją do porządku na co ta wzruszyła tylko ramionami, powstrzymując wybuch śmiechu. No bo co mogła poradzić na to, że ludzie zwyczajnie ją bawili a podobne sytuacje prowokowały do wrodzonej ironii i złośliwości?
- Może zatańczymy?- Chuck po raz kolejny wykorzystywał na nich swój nieodparty uwodzicieslki urok. 
- Idę się napić- prychnęła Serena i odeszła, ignorując jego wyciągniętą dłoń. Blair tylko pokręciła głową z politowaniem i udała, że nie usłyszała pytania. 
- Możesz się w końcu na coś przydać i przyprowadzić mi Nate'a- zaproponowała lekceważąco- wiesz, gdzie on jest?
- Gdyby tu był na pewno już leciałby do ciebie- odparł Chuck- wytresowałaś go niczym prywatnego pudla. 
- Jeśli nie ma go tutaj to gdzie jest?- Blair, zaniepokojona, sięgnęła po telefon i wykręciła numer chłopaka- włącza się poczta głosowa.... Charles, gdzie jest Nate? 
- Przecież mówię ci, że nie wiem- westchnął Chuck znudzonym głosem i sięgnął do stołu na którym ustawione były wszelkiego rodzaju alkohole- wyluzuj się, złość piękności szkodzi- dodał, podająć dziewczynie kieliszek najlepszej szkodzkiej, którą znalazł w barku ojca. Uśmiechnął się z zadowoleniem, gdy Blair wzięła głęboki oddech i jednym haustem opróżniła kieliszek. 
A potem wręczyła mu puste naczynie i bez słowa dumnym krokiem odeszła, kierując się w stronę tańczącego tłumu. 

****

Niektórzy próbują stać się kimś, kim nigdy by nie mogli być. Inni próbują osiągnąć cel na wszelkie sposoby i stają się kimś, kim nie chcieli być. W obu przypadkach decyduje szaleństwo.

Pożałował tego wierutnego kłamstwa już w chwili, gdy przekroczył próg apartamentu, ale nie było już odwrotu. Rozejrzał się niepewnie a widok tych wszystkich naćpanych, pijanych i upalonych  ludzi jeszcze bardziej go zdołował. Naprawdę podał się w portierni za Nate'a a potem ukrywał się, by znajomi gospodarza imprezy, którzy bez problemu się na nią przedostawali go nie zdemaskowali, po to, by wylądować w tym zadymionym pomieszczeniu z tłumem wrzeszczących, najbardziej zdeprawowanych nastolatków Nowego Yorku? Żałosne, ale chwileczkę, co było o wiele bardziej żałosne? Ach tak, świadomość, że mimo wszystko oni i tak są więcej warci niż on, że są lepsi i to na każdej płaszczyźnie. 
Dan westchnął ciężko. Prawda była taka, że po prostu musiał ją zobaczyć i czuł, że skoro udało mu się zabrnąć tak daleko to znak, że może  tej jednej bajce z góry przypisane jest szczęśliwe zakończenie. Chciał ją zobaczyć i usłyszeć jej głos, mówiący do niego coś miłego. I miał nadzieję, że nie będzie z nią Archibalda, bo na sam jego widok go mdliło. No bo co on sobą reprezentował? Był zwyczajnie przesłodzonym paniczykiem bez ambicji i gdyby nie bogaci rodzice na pewno nie zaszedłby tak daleko, ba, nawet nie dostałby się do tej szkoły. 
Początkową niechęć do odbywającej się właśnie imprezy zastąpiło zainteresowanie a po chwili zachwyt. Przecież ci ludzie wyglądali, jakby byli najszczęśliwsi na świecie, jakby nie mieli absolutnie żadnych problemów, muzyka porywała do tańca a alkohol, o jakim Dan słyszał dotąd z opowieści bogatych znajomych nie dość, że był ogólnie dostępny to jeszcze powodował rozluźnienie i ogólną wesołość. Po trzecim kieliszku szampana Dan, nie bacząc już na nic dołączył do bawiącego się tłumu. 

****

Czasem dowiadujemy się czegoś, czego wiedzieć wcale nie chcieliśmy. I wtedy nagle żałujemy, że nie nazywamy się Serena van der Woodsen. 
 
 Blair i Serena właśnie tańczyły żywo do piosenki: "Hang it Up" gdy do apartamentu weszła wysoka, chuda brunetka o końskiej twarzy ubrana w różową sukienkę i szpilki w tym samym kolorze, w towarzystwie przystojniaka o latynowskiej urodzie. Serena stanęła jak wryta. 
- Co się dzieje? S ?- Blair przystanęła przy przyjaciołce, wyraźnie zaniepokojona i podążyła za jej wzrokiem. 
- Kto to?- spytała blondynka, blednąc gwałtownie. 
- Penelope Filtz, moja przyboczna, znasz ją- Blair przewróciła oczami lekceważąco- chociaż muszę przyznać, żę wyrwała całkiem niezłe ciacho- dodała niechętnie, na co Serena głośno przełknęła ślinę, niezdolna wykonać żadnego ruchu. 
- To Scott- syknęła tak, aby tylko brunetka ją usłyszała a ta pojęła wszystko w mig i przybrała wojowniczy wyraz twarzy- Blair, to jest MÓJ Scott- dodała, ściskając jej dłoń w panice. Widząc ten smutek i strach w oczach przyjaciółki dotarła do niej jedna, istotna rzecz- Serenie naprawdę zależało na tym chłopaku, to nie był tylko jej głupi kaprys. I właśnie dlatego Blair w głowie już układała plan idealny jak go zniszczył i upokorzyć. 
- Weź- zarządziła tonem generała, zagrzewającego swoich żołnierzy do walki i podała dziewczynie szklankę whysky. I dokładnie w tym momencie Scott zauważył ją i znieruchomiał, blednąc gwałtownie. Był w szoku? Serio? W Serenie aż się zagotowało, gdy opróżniała naczynie z alkoholu. 
- A teraz sprawimy, że zacznie błagać na kolanach o litość- mówiła Blair, gdy gorzka ciecz spływała do gardła Sereny, paląc jej przełyk i ograniczając zdolność jasnego myślenia. Dziewczyna pokiwała zdecydowanie głową i z hukiem odstawiła naczynie na stolik po czym niemal podbiegła do pierwszego chłopaka, którego miała pod ręką. 
Stał samotnie, jakby nie bardzo wiedział co ze sobą zrobić. Serena nigdy przedtem go nie widziała, ale wydawał się być nieśmiały i zagubiony. Może właśnie dlatego wpiła się w jego wargi, zaskakując tym ich oboje. 

Podpatrzone: Samotny Chłopiec w gorącym uścisku Sereny van der Woodsen??? 
Och S, a myśleliśmy, że olej i woda się nie mieszają. 

To miał być tylko jeden pocałunek, przy którym miała zadbać o to, by Scott mógł się temu dokładnie przyjrzeć. Serena jednak nie spodziewała się, że zatraci się w tym jednym momencie, nie dbając już zupełnie o zaskoczenie chłopaka czy aprobujący wzrok Blair. Nie spodziewała się, że ten nieśmiały brunet może tak dobrze całować, że może tak zapalczywie odpowiedać na jej kolejne ruchy warg i języka. Nie spodziewała się także swoich reakcji na ten pocałunek. Gdy w końcu się od siebie odsunęli oboje mieli przyspieszone oddechy i czerwone z emocji policzki. Serena zatraciła się w jego spojrzeniu ciemnych, tak bardzo nieśmiałych i jednocześnie tak bardzo podekscytowanych oczu... Stali tak przez dłuższą chwilę, wciąż objęci, niezdolni się ruszyć, dopóki nie usłyszeli czyjegoś odchrząknięcia. Oboje odskoczyli od siebie jak oparzeni i spojrzeli na stojących przed nimi Penelope i Scott'a. 
- Humpfrey?- zawołała Blair w świętym oburzeniu- kto cię tu wpuścił? 
- Nie wiedziałam, że lubujesz się w insektach S- skomentowała kąśliwie Pene, uśmeichając się z wyższością- to musi być ciekawe hobby. No cóż, każdy ma swój gust...
- Uważaj Pene, bo do końca szkoły będziesz chodzić do tyłu- zagroziła jej Blair, na co dziewczyna natychmiast zamilkła demonstracyjnie. Wiedziała, że Blair nie rzuca słów na wiatr i wołała nie przekonywać się, w jaki sposób spełni swoją groźbę. A spełniłaby ją bez mrugnięcia okiem. 
- Chciałam wam tylko przedstawić mojego chłopaka, Scott'a Trenta- powiedziała z dumą. Serena przywołała na twarz szeroki uśmiech choć miałą wrażenie, że całe ciało pali ją żywym ogniem.
" Ta sytuacja robi się coraz dziwniejsza"- pomyślała, ściskając dłoń chłopaka, który jeszcze dwa dni temu dawał jej dzika rozkosz na plaży w Humptons. 
- Blair Waldorf, dowodzę tą tutaj- powiedziała Blair głosem ociekającym jadem mimo, że jej uśmiech był ciepły i zyczliwy i wskazała na Penelope, która, upokorzona, odwróciła wzrok.
- A więc.... Jesteście razem?- Scott zmarszczył brwi i otaksował Dana wzrokiem. Od razu było widać, że chłopak centem nie śmierdzi- wyblakła koszula, przetarte dżinsy i zniszczone trampki mówiły same za siebie. W dodatku nie był jakiś przesadnie urodziwy i prezentował się dość mizernie z tą swoją postawą skrzywdzonego chłopczyka. Co Serena w nim widziała?
Tymczasem blondynka wymieniła spanikowane spojrzenie z Humpfrey'em. Nawet go nie znała i naprawdę nie wiedziała, czego się po nim spodziewać. Nie wyglądał na takiego, co to by skłamał komuś bez mrugnięcia okiem, by pomóc jej w niecnych celach wzbudzenia zazdrości i poczucia straty w stojącym przed nimi napuszonym dupku. Z drugiej strony nawet, gdyby zrozumiał, że na pytanie czy są razem powinien odpowiedzieć twierdząco nie wiadomo, czy byłby w stanie odpowiednio podejść do "roli". Nie wyglądał jej na osobę, która przyzwyczajona była do kłamstwa, intryg, niecnych forteli. 
- Oczywiście, że nie- Blair, największa kłamczucha Upper East Side wkroczyła do akcji, jak zwykle w odpowiednim momencie i podeszła do przyjaciółki, chwytając jej ramię i przyciskając do siebie- to my jesteśmy razem. Obie próbowałyśmy związku z facetami, ale to nie jest dla nas. Nie potrafiłyśmy o sobie zapomnieć, więc obiecałyśmy sobie- ostatni hetero-pocałunek i wierność do końca życia. 
- Co ty robisz?- syknęła Serena zaskoczona, ale mimo to poddała się tej dziwnej grze. 
- Ratuję ci reputację- odparła Blair półgębkiem- wczuj się w rolę- zarządziła i pocałowała przyjaciółkę prosto w usta. 
To nie był delikatny pocałunek, tylko taki pełny pasji i wzajemnej zażyłości. Oczywiście dziewczyny nie czuły w związku z tym żadnego fizycznego podniecenia, jednak to nie zmianiało faktu, że dobrze się bawiły zwłaszcza, gdy muzyka przycichła a tłum zaczął wiwatować i robić zdjęcia, które po chwili zostały opublikowane na "Plotkarze", o czym świadczyły masowe powiadomienia, wydawane przez komórki uczestników imprezy. Blair i Serena wybuchnęły śmiechem i spojrzały na oniemiałych Penelope, Scotta, Dana i Chuck'a, który podszedł do nich głośno klaszcząc w dłonie i uśmiechając się prowokacyjnie. 
- Wow, jeszcze nigdy nie miałem aż tak bliskiego kontaktu z lesbijkami- wymruczał- wiedziałyście, że taki seks jest bardzo podniecający?
Blair i Serena spojrzały po sobie i pokręciły głowami z niedowierzaniem. 
- Cóż, muszę znaleźć Nate'a i powiedzieć mu, że wybrałam ciebie- oświadczyła Blair i pociągnęła Serenę w kierunku tarasu. 
Blondynka rzucila jeszcze jedno, krótkie spojrzenie  w stronę Dana, który wciąż wyglądał na oszołomionego a zdawało jej się, że nawet na zniesmaczonego. 
"Cóż, chyba nie najlepiej zaczęłam" pomyślała gorzko. Ale gdy dotarła nad basen i usiadła na leżaczku obok przyjaciółki zapomniała o wszystkim i nie mogąc się powstrzymać wybuchnęła wybuchnęła śmiechem.
- Ich miny były bezbłędne- zachichotała Blair i sięgnęła po butelkę wina, które zwinęła ze stolika, gdy szły na taras. 
- Wznoszę toast- powiedziała uroczystym tonem i pociągneła zdrowy łyk z butelki- za nas i naszą bezgraniczną miłość. 
- Nate mnie zabije- stwierdziła Serena ze śmiechem. 


Niektórzy zmieniają szkoły, dziewczyny, chłopaków, ale S i Bee zmieniły preferencje i to w jedną noc. Co na to N? Podejrzewam, że będzie bardzo... pocieszony. 
xOxO Gossip Girl
-